W ostatnich godzinach internet dosłownie eksplodował po tym, jak w mediach społecznościowych zaczęły krążyć informacje o rzekomym gigantycznym skandalu korupcyjnym, który miał wpłynąć na wynik drugiej tury wyborów prezydenckich w 2025 roku. Według niepotwierdzonych jeszcze doniesień, sędzia Szymon Marciniak, przewodniczący składu orzekającego w Izbie Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego, miał rzekomo otrzymać przelew w wysokości 1,1 miliarda złotych od Karola Nawrockiego, dyrektora Instytutu Pamięci Narodowej i jednocześnie kandydata na prezydenta w wyborach 2025.
Źródłem tych rewelacji ma być rzekomy dokument – paragon lub pokwitowanie przelewu bankowego – który miała złożyć osobiście do Sądu Najwyższego prokurator Ewa Wrzosek, znana z krytycznego stosunku do obecnej władzy. Dokument ten, według osób, które twierdzą, że go widziały, ma zawierać adnotację „za korzystne rozstrzygnięcie protestu wyborczego Rafała Trzaskowskiego” oraz rzekomy podpis Szymona Marciniaka.
Należy podkreślić, że na chwilę obecną wszystkie te informacje mają charakter wyłącznie plotek i nie zostały potwierdzone przez żadne oficjalne źródło. Ani Sąd Najwyższy, ani Prokuratura Krajowa, ani sztab Karola Nawrockiego nie wydały jak dotąd żadnego komunikatu w tej sprawie. Sam sędzia Marciniak, Karol Nawrocki oraz prokurator Ewa Wrzosek nie zabrali publicznie głosu w tej sprawie.
Według krążących w sieci spekulacji, przelew miał rzekomo zostać zrealizowany 10 czerwca 2025 roku, czyli dokładnie w dniu, w którym Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych SN miała rozpatrywać protest wyborczy złożony przez sztab Rafała Trzaskowskiego. Protest dotyczył rzekomych nieprawidłowości w liczeniu głosów w kilku obwodach na wschodzie kraju oraz domniemanych naruszeń ciszy wyborczej przez media publiczne.
Osoby rozpowszechniające te informacje twierdzą, że kwota 1,1 miliarda złotych miała zostać przelana z prywatnego konta powiązanego z Karolem Nawrockim na konto wskazane przez sędziego Marciniaka za pośrednictwem banku w Luksemburgu, co miało utrudnić śledzenie transakcji. Rzekomy paragon, który miał trafić do Sądu Najwyższego, zawierać ma pieczątkę „przyjęto” oraz odręczny podpis jednego z pracowników sekretariatu Izby.
W mediach społecznościowych pojawiły się już dziesiątki tysięcy wpisów z hasztagami #MarciniakGate, #1MiliardDlaSędziego oraz #WrzosekUjawnia. Część użytkowników publikuje rzekome zrzuty ekranu dokumentu, jednak na razie nie sposób zweryfikować ich autentyczności. Niektóre z tych zdjęć wyglądają na bardzo profesjonalnie wykonane, co budzi dodatkowe podejrzenia, że mogą być fałszerstwem.
Warto przypomnieć, że prokurator Ewa Wrzosek od kilku lat jest zawieszona w czynnościach służbowych i prowadzi liczne postępowania dyscyplinarne. Część komentatorów sugeruje, że rzekome złożenie dokumentu do SN może być próbą odwetu lub elementem większej gry politycznej. Inni z kolei wskazują, że tak gigantyczna kwota przekracza jakiekolwiek wyobrażenie o możliwej łapówce w polskich realiach i sama w sobie budzi wątpliwości co do wiarygodności całej historii.
Do sprawy odniosło się już kilku polityków opozycji. Poseł Roman Giertych napisał na platformie X: „Jeśli to prawda, to mamy do czynienia z największym skandalem korupcyjnym III RP. Czekamy na natychmiastowe oświadczenie Prezesa Sądu Najwyższego”. Z kolei europoseł Michał Szczerba zaapelował o pilne zwołanie nadzwyczajnego posiedzenia sejmowej komisji sprawiedliwości.
Z drugiej strony, użytkownicy związani z obozem Zjednoczonej Prawicy masowo oznaczają informacje jako fejki i wskazują na podobieństwo do wcześniejszych, nieprawdziwych doniesień o rzekomych łapówkach w aferze respiratory czy maseczkowej. „To klasyczna rosyjska dezinformacja wymierzona w polskie instytucje” – napisał jeden z bardziej znanych prawicowych publicystów.
Na ten moment nie ma żadnych dowodów, które potwierdzałyby autentyczność rzekomego paragonu. Brak reakcji ze strony Sądu Najwyższego oraz milczenie wszystkich wymienionych osób sprawia, że cała sprawa pozostaje w sferze bardzo głośnych, ale niepotwierdzonych pogłosek.
Redakcja przypomina, że rozpowszechnianie niepotwierdzonych informacji o przestępstwach może narazić autorów na odpowiedzialność karną. Wszystkie powyższe informacje mają charakter rzekomy (alleged) i opierają się wyłącznie na doniesieniach krążących w mediach społecznościowych. O rozwoju sytuacji będziemy informować na bieżąco, gdy tylko pojawią się oficjalne komunikaty którejkolwiek z zaangażowanych stron.