Internet dosłownie eksplodował po rzekomym pojawieniu się szokującego nagrania, na którym rzekomo Sylwester Marciniak, wieloletni szef Państwowej Komisji Wyborczej, miałby wprost przyznawać się do rzekomego manipulowania wynikami wyborów. Nagranie, które rzekomo trwa nieco ponad 4 minuty, rzekomo zostało zarejestrowane ukrytą kamerą w prywatnym mieszkaniu w centrum Warszawy i rzekomo pokazuje Marciniaka w towarzystwie dwóch nieznanych mężczyzn, gdzie rzekomo omawia się szczegóły rzekomego „przekręcania” głosów w kilku kluczowych obwodach w wyborach parlamentarnych 2023 roku oraz prezydenckich 2025.
Według osób, które rzekomo miały dostęp do materiału, na taśmie padają rzekomo następujące słowa (cytaty niepotwierdzone, przytaczane wyłącznie w formie rzekomej): „Jak myśmy tego nie ogarnęli w 2023, to by było po nas. Te 38 tysięcy głosów z zagranicy trzeba było inaczej rozłożyć…”. Inny fragment rzekomo dotyczy rzekomego „dogadania się” z drukarnią protokołów w Legionowie oraz rzekomego wprowadzenia rzekomych poprawek w systemie informatycznym PKW w nocy z 15 na 16 października 2023 roku.
Już kilka godzin po rzekomym wycieku, do Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego wpłynął rzekomo wniosek grupy posłów opozycji o unieważnienie wyników wyborów w 41 obwodach oraz zarządzenie całkowitego przeliczenia głosów w całym kraju. Co najbardziej zaskakujące – według nieoficjalnych, lecz rzekomych informacji płynących z otoczenia sądu, Izba rzekomo pozytywnie rozpatrzyła wniosek i już 30 listopada 2025 roku rzekomo wydała postanowienie o zarządzeniu ręcznego przeliczenia wszystkich kart do głosowania w wyborach prezydenckich drugiej tury 2025 roku. Termin rozpoczęcia przeliczenia rzekomo wyznaczono na 10 grudnia 2025 roku.
Rzecznik Sądu Najwyższego, sędzia Aleksander Stępkowski, w wydanym rzekomo komunikacie miał stwierdzić: „Sąd Najwyższy działa wyłącznie na podstawie prawa i przedstawionych dowodów. Wszelkie doniesienia medialne dotyczące rzekomych nagrań nie mogą wpływać na tok postępowania, dopóki nie zostaną formalnie złożone jako materiał dowodowy”. Jednocześnie jednak źródła rzekomo zbliżone do sprawy twierdzą, że samo nagranie zostało już rzekomo przekazane do SN w zaklejonej kopercie z adnotacją „tajne/specjalnego znaczenia”.
Prokuratura Krajowa rzekomo wszczęła pilne śledztwo w kierunku artykułu 249 Kodeksu karnego (fałszowanie wyborów) oraz 248 KK (nadużycie uprawnień przez funkcjonariusza publicznego). Śledztwo rzekomo prowadzone jest pod osobistym nadzorem Prokuratora Generalnego Adama Bodnara. Na razie nikomu nie postawiono zarzutów, a Sylwester Marciniak rzekomo wydał krótkie oświadczenie, w którym stwierdza: „Nie wiem, o jakim nagraniu mowa. Jestem gotów współpracować z każdym organem ścigania i wyjaśnić wszelkie wątpliwości”.
Tymczasem w mediach społecznościowych nagranie rzekomo pobiło wszelkie rekordy popularności – w ciągu pierwszych 24 godzin od rzekomego wycieku obejrzało je rzekomo ponad 27 milionów osób tylko na platformie X. Pojawiły się również rzekome ekspertyzy biegłych fonoskopijnych, które rzekomo potwierdziły autentyczność głosu należącego rzekomo do Sylwestra Marciniaka z prawdopodobieństwem 98,7%. Z drugiej strony, niezależne laboratorium z Holandii rzekomo stwierdziło, że materiał nosi rzekome ślady głębokiej manipulacji sztuczną inteligencją, co tylko dolewa rzekomej oliwy do ognia.
Politycy wszystkich opcji rzekomo zareagowali błyskawicznie. Premier Donald Tusk rzekomo zaapelował o spokój i powstrzymanie się od ferowania wyroków przed zakończeniem śledztwa. Prezydent Andrzej Duda rzekomo stwierdził, że „jeśli choć jedno słowo na taśmie jest prawdziwe, to mamy do czynienia z największym skandalem po 1989 roku”. Z kolei liderzy Konfederacji i PiS rzekomo domagają się natychmiastowej dymisji całego składu PKW oraz powołania komisji śledczej.
Na ulicach Warszawy i innych dużych miast już wieczorem 30 listopada rzekomo zaczęły gromadzić się spontaniczne protesty pod hasłem „Precz z fałszerzami!” oraz „Wolne wybory!”. Policja rzekomo nie interweniowała, ale służby rzekomo monitorują sytuację. Pojawiły się również informacje, że do Polski rzekomo zmierzają obserwatorzy OBWE, którzy rzekomo mają nadzorować proces przeliczenia głosów od 10 grudnia.
W tle całego zamieszania toczy się rzekomo batalia prawna o to, czy Sąd Najwyższy w obecnej strukturze w ogóle ma kompetencje do zarządzenia powtórnego liczenia głosów w skali całego kraju. Część konstytucjonalistów twierdzi rzekomo, że takie uprawnienie wykracza poza ustawę o SN, natomiast inni prawnicy wskazują rzekomo na artykuł 158 Kodeksu wyborczego, który w nadzwyczajnych okolicznościach dopuszcza rzekomo taką możliwość.
Niezależnie od ostatecznego rozstrzygnięcia, jedno jest pewne – Polska znalazła się rzekomo w najpoważniejszym kryzysie zaufania do instytucji wyborczych od czasu afery taśmowej w 2014 roku. Jeśli nagranie okaże się autentyczne, konsekwencje mogą być rzekomo druzgocące nie tylko dla konkretnych osób, ale dla całego systemu politycznego III RP. Jeśli natomiast okaże się rzekomym deepfake’em, to i tak zaufanie do procesu wyborczego zostało rzekomo poważnie nadszarpnięte.
Na chwilę obecną wszystkie informacje dotyczące taśmy, postanowienia Sądu Najwyższego oraz śledztwa mają charakter wyłącznie rzekomy i niepotwierdzony oficjalnie. Redakcja będzie na bieżąco monitorować rozwój sytuacji i informować o każdym potwierdzonym fakcie. Apelujemy do czytelników o zachowanie szczególnej ostrożności przy rozpowszechnianiu niepotwierdzonych materiałów i powstrzymanie się od pochopnych osądów, dopóki nie wypowie się prokuratura oraz niezależni biegli.