
Nawrocki już wie, że nie może na nich liczyć w drugiej turze. Mówi o “hańbie”
Wybory samorządowe 2025 roku przyniosły wiele emocji, zwrotów akcji i niespodziewanych koalicji. W centrum medialnej uwagi znalazł się kandydat na prezydenta miasta, Marek Nawrocki, który po pierwszej turze wyborów wyraźnie opadł z sił – nie tylko politycznie, ale i emocjonalnie. Po miesiącach intensywnej kampanii, licznych spotkaniach z mieszkańcami i promowaniu wizji nowoczesnego, otwartego miasta, Nawrocki zajął trzecie miejsce, tracąc szansę na wejście do drugiej tury.
Jednak to nie sam wynik wyborów okazał się dla niego największym ciosem. Komentując sytuację po ogłoszeniu oficjalnych rezultatów, Marek Nawrocki nie szczędził słów krytyki wobec ugrupowań, z którymi – jak twierdzi – miał wcześniej nieformalne porozumienia. Nazwał ich postawę „hańbą”, zarzucając brak lojalności i polityczny oportunizm.
W cieniu porozumień
Choć Nawrocki startował jako kandydat niezależny, jego kampania była w istocie wspierana przez szereg środowisk centrowych i progresywnych. Współpracował z lokalnymi działaczami, otrzymał poparcie kilku rozpoznawalnych samorządowców, a także środowisk akademickich. Cicho mówiło się również o możliwym wsparciu ze strony partii centroprawicowej, która nie wystawiła swojego kandydata, co interpretowano jako milczące poparcie dla Nawrockiego.
Tym większe było zaskoczenie, gdy tuż po pierwszej turze wyborów ugrupowania te ogłosiły swoje poparcie dla kontrkandydatki z Partii Obywatelskiej, która przeszła do drugiej tury z pierwszego miejsca. Nawrocki, który liczył na wspólny front przeciwko kandydatowi konserwatywnemu – zdobywcy drugiego miejsca – nie krył rozczarowania.
– To nie tylko polityczna zmiana frontu. To zdrada wartości, o których tyle mówiliśmy przez ostatnie miesiące. To hańba. – powiedział Nawrocki w emocjonalnym wystąpieniu przed swoimi zwolennikami.
Emocje kontra strategia
Zdaniem komentatorów politycznych, reakcja Nawrockiego jest zrozumiała, choć być może zbyt gwałtowna. – Marek Nawrocki prowadził kampanię bardzo ideową. Skupił się na wartościach, na bezpartyjności, na słuchaniu obywateli. Liczył na to, że ta postawa przeważy nad politycznymi kalkulacjami. Tymczasem druga tura rządzi się własnymi prawami – mówi dr Zuzanna Głowacka, politolożka z Uniwersytetu Warszawskiego.
Poparcie dla kandydatki Partii Obywatelskiej, choć może wydawać się cyniczne, jest dla wielu środowisk decyzją strategiczną. Chodzi o powstrzymanie przejęcia ratusza przez kandydata konserwatywnego, który w kampanii zapowiadał m.in. ograniczenie funduszy dla organizacji pozarządowych, wycofanie miasta z programu Zielona Energia oraz zmiany w polityce mieszkaniowej na mniej korzystne dla młodych rodzin.
– Wybór jest prosty – mówi jeden z lokalnych działaczy, który wcześniej współpracował z Nawrockim. – Albo wybieramy kogoś, z kim się różnimy w szczegółach, ale zgadzamy w kierunku, albo ryzykujemy regres. Nawrocki to dobry człowiek, ale nie zdobył wystarczającego poparcia. Taka jest demokracja.
Polityka to nie poezja
Marek Nawrocki od początku swojej kampanii odcinał się od wielkiej polityki. Chciał być głosem „zwykłych mieszkańców”, kandydatem obywatelskim, nieobciążonym partyjnymi układami. Dla wielu był świeżym powiewem w zabetonowanej strukturze samorządowej. Jego spotkania z mieszkańcami przypominały bardziej otwarte rozmowy niż wiece wyborcze. Jednak taka postawa – choć chwalona przez wyborców – okazała się niewystarczająca, by przechylić szalę zwycięstwa.
– Polityka to nie poezja. To brutalna gra interesów. – komentuje jeden z anonimowych doradców Nawrockiego. – Marek miał szansę na wejście do drugiej tury, ale nie zdecydował się na twardsze układy. A bez nich – bez struktur, bez wsparcia medialnego i pieniędzy – ciężko wygrać nawet w lokalnej polityce.
„Hańba”, czyli rozczarowanie?
Słowo „hańba”, którego użył Nawrocki, odbiło się szerokim echem w mediach i sieci. Niektórzy ocenili je jako zbyt ostre, inni widzą w nim wyraz autentycznego bólu i frustracji. Wielu wyborców Nawrockiego czuje się podobnie – jakby ich głos został zmarginalizowany przez polityczne kalkulacje.
– Głosowaliśmy na człowieka, nie na układy. Teraz nasze głosy zostają rozdysponowane bez naszej zgody – mówi pani Anna, emerytka z jednej z dzielnic, w której Nawrocki miał wysokie poparcie.
Inni z kolei zauważają, że emocjonalna reakcja Nawrockiego może mu zaszkodzić w przyszłości. – W polityce trzeba umieć przegrać z klasą. Jeżeli Marek planuje wrócić w kolejnych wyborach, musi pokazać, że potrafi z porażki wyciągnąć wnioski, a nie tylko rozdrapywać rany – komentuje lokalny dziennikarz.
Co dalej?
Czy to koniec politycznej kariery Marka Nawrockiego? Niekoniecznie. Jego wynik – ponad 20% głosów – to bardzo solidny fundament pod dalszą działalność. Choć nie wszedł do drugiej tury, zyskał dużą rozpoznawalność i silne zaplecze społeczne. W dłuższej perspektywie może wykorzystać ten kapitał do budowania niezależnego ruchu miejskiego lub przygotowania się do kolejnych wyborów – czy to samorządowych, czy parlamentarnych.
Sam Nawrocki nie odpowiedział jeszcze jednoznacznie na pytanie o swoją przyszłość. W krótkim wpisie w mediach społecznościowych napisał tylko:
„To nie koniec. Dziękuję za każdy głos, każde dobre słowo. Dla mnie to był zaszczyt. Teraz czas na refleksję i pracę społeczną, której nie zamierzam porzucać.”
Druga tura bez iluzji
W miarę jak zbliża się druga tura wyborów, atmosfera staje się coraz bardziej napięta. Główna walka rozegra się między kandydatką PO a kandydatem konserwatywnym – dwoma politykami o zupełnie różnych wizjach miasta. Dla wielu wyborców Nawrockiego to trudny wybór – między „mniejszym złem” a bojkotem drugiej tury. Marek Nawrocki nie udzielił oficjalnego poparcia żadnemu z kandydatów, podkreślając, że „każdy musi podjąć decyzję w zgodzie ze swoim sumieniem.”
Podsumowanie
Historia Marka Nawrockiego pokazuje, jak trudna jest droga idealisty w polityce – nawet na poziomie samorządowym. Jego kampania udowodniła, że mieszkańcy chcą zmian i cenią autentyczność, ale też że bez wsparcia struktur i silnych sojuszy trudno przebić się przez mur partyjnych układów. „Hańba”, o której mówi Nawrocki, dla jednych będzie wyrazem goryczy, dla innych – ostrzeżeniem przed zbytnim idealizmem w realiach bezwzględnej gry politycznej.
Jedno jest pewne: Marek Nawrocki zyskał głos i rozpoznawalność. Czy wykorzysta to w przyszłości, zależy od tego, czy uda mu się połączyć wartości z pragmatyzmem – i odbudować zaufanie nie tylko do siebie, ale i do samej idei polityki obywatelskiej.