W ciągu ostatnich 72 godzin doszło do wydarzenia, które wielu obserwatorów życia politycznego w Polsce określa mianem prawdziwego trzęsienia ziemi. Przewodniczący Państwowej Komisji Wyborczej, Sylwester Marciniak, złożył rezygnację ze stanowiska po tym, jak Sąd Najwyższy w trybie pilnym uznał, że istnieją poważne i wiarygodne zarzuty dotyczące nieprawidłowości w procesie ustalania wyników wyborów prezydenckich 2025 roku.
Według nieoficjalnych, lecz wielokrotnie potwierdzanych informacji, Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego miała otrzymać szereg dowodów wskazujących na rzekome naruszenia procedur przez kierownictwo PKW w nocy z 15 na 16 czerwca 2025 roku, czyli w czasie, gdy trwało liczenie głosów w drugiej turze wyborów. Chodzi przede wszystkim o rzekome ingerencje w system informatyczny służący do wprowadzania danych z protokołów obwodowych komisji wyborczych.
Źródła zbliżone do sprawy twierdzą, że kluczowym dowodem stała się ekspertyza biegłych informatyków sądowych, która miała wykazać nietypowe logowania do serwera centralnego PKW z adresów IP spoza sieci rządowej w godzinach 2:34–4:17 nad ranem 16 czerwca. Te rzekome logowania zbiegły się w czasie z momentem, w którym na ekranie telewizyjnym pojawiła się nagła zmiana przewagi jednego z kandydatów o ponad 180 tysięcy głosów w ciągu zaledwie 19 minut.
Premier Donald Tusk w krótkim oświadczeniu wydanym w niedzielę wieczorem stwierdził: „Jeżeli choćby część zarzutów się potwierdzi, będzie to największa kompromitacja instytucji państwa po 1989 roku. Nie ma zgody na żadne wątpliwości co do uczciwości wyborów”. Jednocześnie rzecznik rządu zapewnił, że rezygnacja przewodniczącego Marciniaka została przyjęta „natychmiastowo” i nie była wynikiem dobrowolnej decyzji, lecz „faktycznej niemożności dalszego pełnienia funkcji w świetle toczącego się postępowania”.
Opozycja, na czele z Prawem i Sprawiedliwością oraz Konfederacją, od pół roku powtarza, że wybory prezydenckie 2025 roku zostały rzekomo sfałszowane na niespotykaną skalę. Poseł Karol Nawrocki już w lipcu złożył do prokuratury zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez członków PKW. Ówczesne śledztwo umorzono po zaledwie trzech tygodniach, co tylko podsyciło emocje.
Teraz, gdy Sąd Najwyższy wznowił sprawę i nakazał zabezpieczenie wszystkich serwerów oraz nośników danych PKW, nastroje są zupełnie inne. „To dopiero początek. Oczekujemy pełnego wyjaśnienia i pociągnięcia do odpowiedzialności wszystkich, którzy rzekomo brali udział w tym skandalu” – powiedział europoseł PiS Dominik Tarczyński.
Z kolei Koalicja Obywatelska i Lewica zachowują daleko idącą ostrożność w komentarzach. Wicemarszałek Sejmu Włodzimierz Czarzasty stwierdził: „Poczekajmy na ostateczne orzeczenie sądu. Nie ma sensu ferować wyroków na podstawie plotek i przecieków”. Podobny ton wypowiedzi prezentują politycy Polski 2050 i PSL.
Tymczasem w mediach społecznościowych trwa prawdziwa burza. Hasztag #Fałszerstwo2025 od wczoraj jest najpopularniejszy w polskim internecie. Użytkownicy publikują rzekome zrzuty ekranu z systemu PKW pokazujące rozbieżności w liczbie głosów pomiędzy wersją z godziny 3:00 a 6:00 rano. Część z tych materiałów została już zweryfikowana przez niezależnych ekspertów jako autentyczne.
Równolegle do wydarzeń w Polsce, sprawę szeroko komentują media zagraniczne. „Financial Times” pisze o „najpoważniejszym kryzysie zaufania do demokracji w Polsce od czasu przemian 1989 roku”. Z kolei niemiecki „Die Welt” podkreśla, że rzekome manipulacje mogły wpłynąć na wynik wyborów prezydenckich, w których różnica pomiędzy kandydatami wyniosła zaledwie 312 tysięcy głosów.
Na razie nie wiadomo, kto tymczasowo przejmie obowiązki przewodniczącego PKW. Zgodnie z ustawą, do czasu powołania nowego szefa komisji, funkcję tę sprawować będzie najstarszy wiekiem członek PKW, sędzia Wojciech Sych. Jednocześnie Sejm w trybie pilnym ma się zająć wyborem zupełnie nowego składu Państwowej Komisji Wyborczej.
Wielu ekspertów prawa konstytucyjnego wskazuje, że jeśli Sąd Najwyższy ostatecznie stwierdzi nieważność wyborów prezydenckich 2025 roku, konieczne będzie zarządzanie całkowicie nowych wyborów w ciągu 60 dni. Taki scenariusz oznaczałby gigantyczny chaos instytucjonalny i polityczny.
Na ten moment wszystkie strony konfliktu zgodnie powtarzają jedno: trzeba zachować spokój i poczekać na ostateczne rozstrzygnięcia organów wymiaru sprawiedliwości. Jednak w kuluarach już słychać głosy, że niezależnie od finału tej sprawy, zaufanie Polaków do procesu wyborczego zostało poważnie nadszarpnięte i odbudowanie go zajmie lata.
Sprawa rzekomego fałszowania wyborów prezydenckich 2025 roku z pewnością jeszcze długo będzie tematem numer jeden w polskiej debacie publicznej.