
Zamknięta granica z Niemcami? Tusk zaskoczył deklaracją. “Będę gotów”
Wypowiedź premiera Donalda Tuska o gotowości do zamknięcia granicy z Niemcami w razie eskalacji kryzysu migracyjnego wzbudziła niemałe poruszenie – zarówno w Polsce, jak i po drugiej stronie Odry. Słowa: „Będę gotów do zamknięcia granicy, jeśli sytuacja tego wymaga” padły w czasie konferencji prasowej poświęconej bezpieczeństwu granic oraz współpracy z krajami sąsiednimi. Choć wiele osób odebrało je jako deklarację polityczną wymierzoną w krajową opozycję, to jednak kontekst europejski sprawia, że temat nabiera o wiele poważniejszego charakteru.
Polsko-niemiecka granica, od lat otwarta w ramach strefy Schengen, symbolizuje nie tylko swobodę podróżowania, lecz także głęboką integrację gospodarczą i społeczną między obu państwami. Każdego dnia przekracza ją kilkadziesiąt tysięcy ludzi – pracowników, studentów, turystów. Ewentualne przywrócenie kontroli granicznych, a tym bardziej jej całkowite zamknięcie, byłoby ciosem nie tylko dla relacji bilateralnych, ale także dla codziennego życia obywateli.
Co zatem skłoniło Donalda Tuska do tak stanowczej wypowiedzi?
Pierwszym i najbardziej oczywistym kontekstem jest sytuacja na granicy z Białorusią. Od ponad dwóch lat Polska mierzy się z hybrydowym atakiem migracyjnym inspirowanym przez reżim Łukaszenki. Nielegalni migranci, często sprowadzani z Bliskiego Wschodu i Afryki, są wykorzystywani jako narzędzie destabilizacji sytuacji w Europie Środkowo-Wschodniej. Polska odpowiedziała budową muru i wzmocnieniem ochrony granic. Teraz podobne napięcia pojawiają się na zachodniej granicy – choć w innej formie.
W ostatnich miesiącach niemieckie służby notują wzrost liczby nielegalnych przekroczeń granicy od strony Polski. Berlin zarzuca Warszawie, że nie kontroluje wystarczająco dokładnie przepływu osób, zwłaszcza tych, którzy przybyli do Polski w ramach programów humanitarnych lub jako nielegalni migranci przemycani przez granice wschodnie. Po stronie niemieckiej pojawiły się głosy o konieczności przywrócenia kontroli – przynajmniej tymczasowej. W odpowiedzi Donald Tusk wskazał, że Polska również może zdecydować się na analogiczne działania, jeśli sytuacja wymknie się spod kontroli.
Drugi istotny kontekst to kampania do Parlamentu Europejskiego i napięcia wewnątrzunijne wokół polityki migracyjnej. Polska, podobnie jak kilka innych państw członkowskich, sprzeciwia się obowiązkowemu mechanizmowi relokacji migrantów. Berlin, z kolei, od dawna apeluje o solidarność w przyjmowaniu uchodźców i dzieleniu się odpowiedzialnością. W takiej atmosferze wypowiedź Tuska może być interpretowana jako próba pokazania, że Polska nie zgadza się na presję, a jednocześnie jest gotowa do zdecydowanych działań – także wobec partnerów z Zachodu.
Warto jednak pamiętać, że Donald Tusk jako doświadczony polityk europejski doskonale zdaje sobie sprawę z konsekwencji zamknięcia granicy z Niemcami. Taka decyzja byłaby nie tylko problemem logistycznym, ale również politycznym i prawnym. Wymagałaby zgłoszenia Komisji Europejskiej, wskazania konkretnych powodów zagrożenia porządku publicznego lub bezpieczeństwa, a także ograniczenia czasowego. W historii Unii Europejskiej podobne kroki były podejmowane sporadycznie – np. podczas pandemii COVID-19 – i zawsze budziły poważne kontrowersje.
Czy zatem słowa Tuska to jedynie polityczny blef? A może rzeczywiście rząd szykuje się na wariant kryzysowy?
Z przecieków medialnych wynika, że Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji przygotowuje różne scenariusze operacyjne, w tym również wariant wprowadzenia punktowych kontroli na granicy z Niemcami, szczególnie w rejonach najbardziej uczęszczanych przez nielegalnych migrantów. Takie działania miałyby raczej charakter symboliczny i prewencyjny, niż realnie ograniczający przepływ obywateli UE.
Dla Tuska istotne może być również pokazanie siły i determinacji w polityce bezpieczeństwa. Po latach, gdy opozycja zarzucała mu miękkość wobec Berlina i Brukseli, obecny premier stara się wykreować wizerunek lidera twardo broniącego interesu narodowego. W tym kontekście wypowiedź o zamknięciu granicy może być też sygnałem dla niemieckich władz: “nie tylko wy możecie podjąć działania ograniczające swobodę przepływu – my również mamy do tego narzędzia”.
Nie można też zapominać o kontekście polityki wewnętrznej. Twarda narracja w sprawie granic może pomóc Tuskowi odebrać część wyborców Konfederacji i twardej prawicy, którzy domagają się „zero tolerancji” dla nielegalnej migracji. Jednocześnie może uspokoić elektorat centrowy, obawiający się chaosu migracyjnego i braku kontroli. To trudna gra – balansowanie między wartościami europejskimi a rosnącymi lękami społecznymi.
Społeczny odbiór tej wypowiedzi jest zróżnicowany. Część opinii publicznej chwali premiera za zdecydowanie, inni ostrzegają przed „polityką granicznych strachów”. Samorządowcy z pogranicza alarmują, że przywrócenie kontroli granicznych mogłoby sparaliżować lokalną gospodarkę i życie codzienne tysięcy mieszkańców. Eksperci ds. migracji wskazują natomiast, że realne problemy nie wynikają z braku fizycznej kontroli granic, lecz z nieefektywnej współpracy w ramach UE oraz niewydolnych procedur azylowych.
Deklaracja Tuska o gotowości do zamknięcia granicy z Niemcami to zatem nie tylko polityczna zagrywka. To sygnał, że rząd Polski przygotowuje się na różne scenariusze w dobie rosnących napięć migracyjnych i geopolitycznych. Pytanie brzmi: czy Polska rzeczywiście będzie musiała sięgnąć po ten ostateczny środek? A jeśli tak – jakie będą tego konsekwencje dla przyszłości europejskiej integracji i relacji z naszym najbliższym sąsiadem?