
W polskim życiu politycznym nie brakuje kontrowersji, ale sprawy związane z fałszowaniem podpisów poparcia dla kandydatów na urząd Prezydenta RP zawsze wywołują szczególne emocje. W ostatnich dniach głośnym echem odbiła się ponowna medialna eksplozja tematu związanego z Markiem Jakubiakiem — byłym posłem, przedsiębiorcą browarniczym i kandydatem na prezydenta w wyborach w 2020 roku. Jeden z głównych wątków, który powrócił do debaty publicznej, dotyczy rzekomego fałszowania podpisów na listach poparcia dla jego kandydatury. Słowa: „Sfałszowaliśmy, a on je kupił” odbiły się szerokim echem w mediach i wywołały lawinę komentarzy.
Czy doszło do przestępstwa? Kto naprawdę odpowiada za podpisy? I czy kandydat mógł nie wiedzieć, że listy poparcia zostały sfałszowane? W niniejszym artykule przyjrzymy się faktom, relacjom świadków, analizie prawnej oraz kontekstowi politycznemu tej sprawy.
—
Historia sprawy: wybory prezydenckie 2020 i podpisy poparcia
Wybory prezydenckie w 2020 roku odbywały się w wyjątkowo napiętej atmosferze. Pandemia COVID-19, zmiany terminów głosowania, kontrowersje wokół procedur — wszystko to sprawiło, że kampania była jedną z najbardziej nieprzewidywalnych w historii III RP. Do rywalizacji stanęło wielu kandydatów, w tym Marek Jakubiak, który wcześniej zasłynął jako lider ruchu Kukiz’15, a później jako założyciel Federacji dla Rzeczypospolitej.
Aby móc wystartować w wyborach, każdy kandydat musiał zebrać co najmniej 100 tysięcy podpisów poparcia. To właśnie ten etap stał się przedmiotem kontrowersji.
—
Świadectwo: “Sfałszowaliśmy, a on je kupił”
Kilka miesięcy po zakończeniu wyborów w sieci zaczęły pojawiać się nagrania i relacje osób, które twierdziły, że brały udział w procederze fałszowania podpisów na listach poparcia dla Marka Jakubiaka. Jedna z kluczowych osób, które ujawniły szczegóły operacji, miała stwierdzić w rozmowie z dziennikarzem: „Sfałszowaliśmy, a on je kupił. Wiedział, że coś jest nie tak, ale przymknął oko.”
Ta wypowiedź stała się punktem zapalnym dla wznowienia sprawy i rozpoczęcia publicznej dyskusji na temat odpowiedzialności kandydata.
—
Kim są sygnaliści?
Według ustaleń dziennikarzy śledczych, w proceder zaangażowana była grupa osób powiązanych z różnymi środowiskami politycznymi i studenckimi. W zamian za wynagrodzenie mieli oni przepisywać dane z ogólnodostępnych baz, książek telefonicznych i portali społecznościowych, tworząc fikcyjne listy poparcia. Niektórzy z nich twierdzą dziś, że działali pod presją i nie byli świadomi skali potencjalnego przestępstwa.
Jedna z osób zaangażowanych w zbieranie podpisów opowiedziała:
> „Dostaliśmy gotowe druki. Powiedziano nam: macie kilka dni, zróbcie z tym, co trzeba. Nikt nie sprawdzał, czy podpisy są prawdziwe. Liczyło się tylko, żeby było 100 tysięcy.”
—
Reakcja Marka Jakubiaka
Marek Jakubiak początkowo zaprzeczał wszelkim oskarżeniom. W mediach społecznościowych i wywiadach podkreślał, że wszystkie podpisy zostały zebrane legalnie, a jego sztab działał zgodnie z przepisami prawa. Gdy jednak sprawa zaczęła zyskiwać rozgłos, Jakubiak wydał oświadczenie, w którym stwierdził:
> „Jeżeli ktokolwiek dopuścił się fałszerstw, powinien ponieść odpowiedzialność. Ja nie miałem wiedzy o żadnych nieprawidłowościach i ufam ludziom, z którymi współpracuję.”
Mimo zapewnień o swojej niewinności, coraz więcej osób zaczęło domagać się dogłębnego śledztwa.
—
Analiza prawna: co grozi za fałszowanie podpisów?
Zgodnie z polskim kodeksem karnym, fałszowanie podpisów na dokumentach urzędowych, w tym listach poparcia, jest przestępstwem. Zgodnie z art. 270 § 1 kodeksu karnego:
> „Kto, w celu użycia za autentyczny, podrabia lub przerabia dokument albo takiego dokumentu jako autentycznego używa, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5.”
Jeżeli okaże się, że kandydat miał świadomość procederu i uczestniczył w nim czynnie, może grozić mu dodatkowa odpowiedzialność z tytułu współudziału lub podżegania do przestępstwa.
—
Państwowa Komisja Wyborcza i jej rola
PKW jest instytucją odpowiedzialną za weryfikację poprawności podpisów, ale z uwagi na ogromną skalę dokumentów, komisja może przeprowadzać jedynie wyrywkową kontrolę. W przypadku Jakubiaka, komisja nie dopatrzyła się wówczas rażących nieprawidłowości, które uniemożliwiałyby jego rejestrację jako kandydata.
Dopiero po wyborach zaczęły wypływać szczegóły świadczące o możliwym fałszerstwie, co skłoniło niektóre organizacje pozarządowe do złożenia zawiadomień do prokuratury.
—
Czy to odosobniony przypadek?
Niestety, przypadki fałszowania podpisów poparcia nie są czymś nowym w polskiej polityce. W przeszłości podobne zarzuty pojawiały się wobec innych kandydatów — zarówno z partii parlamentarnych, jak i z ugrupowań niszowych. Problem ten wynika z presji czasu, wysokiego progu 100 tysięcy podpisów oraz braku skutecznych mechanizmów weryfikacji ich autentyczności.
Wielu ekspertów wskazuje na potrzebę reformy procedury rejestracyjnej i zwiększenia przejrzystości procesu zbierania podpisów.
—
Głos ekspertów: co dalej?
Prof. Krystyna Mikołajczyk, konstytucjonalistka z Uniwersytetu Warszawskiego, komentuje sprawę:
> „Jeżeli potwierdzą się zarzuty, to mamy do czynienia nie tylko z przestępstwem kryminalnym, ale i z naruszeniem fundamentów demokracji. To nie jest zwykłe oszustwo — to manipulacja mechanizmem wyborczym.”
Z kolei były sędzia Trybunału Konstytucyjnego, prof. Marek Safjan, zauważa:
> „W demokracji nie wolno bagatelizować fałszerstw wyborczych, nawet jeżeli dotyczą one kandydatów, którzy nie zdobyli dużego poparcia. Liczy się zasada — równość, uczciwość i przejrzystość procesu.”
—
Reakcje opinii publicznej
W mediach społecznościowych pojawiła się fala krytyki, ale także głosy poparcia dla Jakubiaka. Niektórzy komentatorzy uznali sprawę za „polowanie na czarownice”, inni domagają się przykładnego ukarania winnych. Pojawiają się także spekulacje, czy sprawa ma drugie dno — na przykład czy ujawnienie afery nie jest elementem walki politycznej lub zemsty byłych współpracowników.
—
Możliwe konsekwencje dla kariery politycznej
Niezależnie od prawnego finału sprawy, reputacja Marka Jakubiaka doznała uszczerbku. W oczach wielu wyborców staje się symbolem patologii związanych z procedurą zbierania podpisów. Nawet jeśli sam nie fałszował dokumentów, to pozostaje pytanie: czy jako kandydat był wystarczająco ostrożny i czy należycie kontrolował pracę swojego sztabu?
—
Podsumowanie: co wiemy, a czego nie?
Sprawa podpisów poparcia dla Marka Jakubiaka to przykład, jak cienka granica dzieli legalną kampanię wyborczą od działań niezgodnych z prawem. Choć nie ma jeszcze prawomocnego wyroku, to sama skala doniesień i liczba świadków sugerują, że temat wymaga dogłębnego śledztwa.
Niezależnie od tego, czy Marek Jakubiak był świadomy fałszerstw, czy padł ofiarą nieuczciwych współpracowników, jedno jest pewne: system, który pozwala na takie nadużycia, musi zostać zreformowany. W przeciwnym razie zaufanie obywateli do procesu wyborczego będzie coraz bard