Ulicami Mławy przeszedł marsz. Na czole pochodu rodzice Mai. Jej mama nie wytrzymała

By | May 4, 2025

Ulicami Mławy przeszedł marsz. Na czele pochodu szli rodzice Mai. Jej mama nie wytrzymała – łzy płynęły jej po policzkach, a ramiona drżały z bezsilności. Ojciec Mai trzymał ją za rękę, choć sam wyglądał, jakby ledwo stał na nogach. Niosła zdjęcie córki – wydrukowane na grubym kartonie, w białej ramce. Wszyscy wokół wiedzieli, kim była Maja. Wiedzieli, co się wydarzyło.

Miasto zamarło. Sklepy były zamknięte, ruch samochodów zminimalizowany. Ludzie wyglądali z okien, niektórzy dołączali do tłumu. Byli tacy, którzy wcześniej nie znali Mai, ale teraz czuli się częścią tej tragedii. Transparenty z hasłami: „Dość przemocy!”, „Nie zapomnimy, Maju”, „Sprawiedliwość dla dzieci” unosiły się nad głowami tłumu. Cisza, jakiej nie znały miejskie ulice, była przejmująca.

Marsz przeszedł przez centrum, zatrzymując się przed szkołą podstawową, do której chodziła Maja. Jej koleżanki i koledzy stali w szpalerze, trzymając białe balony. Nauczyciele mieli łzy w oczach. Jedna z wychowawczyń nie potrafiła mówić – tylko ściskała w rękach zeszyt Mai, który przyniosła z domu. Zeszyt, w którym ostatnia zapisana strona zawierała rysunek uśmiechniętej dziewczynki i słowa: „Lubię wtorki, bo wtedy mamy plastykę”.

Pani dyrektor wyszła przed budynek. Nie próbowała nawet mówić długo. Głos jej się łamał.

– Maja była światłem tej szkoły. Była dzieckiem, które nigdy nie skrzywdziłoby muchy. Nie możemy pozwolić, żeby to światło zgasło bez echa.

Mama Mai zakryła twarz dłońmi. Tłum zamilkł. Nikt nie wiedział, co powiedzieć. I tak nie było słów, które mogłyby ukoić ten ból.

Po chwili dzieci wypuściły balony. Wzbiły się w niebo, powoli, jakby nie chciały odchodzić. Każdy niósł w sobie cząstkę pamięci – listy, rysunki, maleńkie wiadomości od przyjaciół. Rodzice Mai patrzyli w górę, jakby liczyli, że jeszcze coś się zmieni. Ale niebo milczało.

Marsz ruszył dalej – w stronę ratusza. Tam przemawiali przedstawiciele władz miasta. Mówili o konieczności zmian, o tym, że system zawiódł, że muszą powstać nowe procedury, że nauczyciele, psychologowie i policja muszą lepiej współpracować. Ale dla wielu te słowa były już spóźnione.

Ojciec Mai podniósł głos:

– Nasza córka nie żyje, bo nikt nie chciał słuchać. Bo mówiliśmy, że dzieje się coś złego. Bo byliśmy zbywani, bagatelizowani. Bo ktoś stwierdził, że dzieci same sobie radzą. Otóż – nie radzą sobie. I to jest dowód. My jesteśmy dowodem. Maja już nie może mówić – więc my będziemy mówić za nią.

Tłum odpowiedział oklaskami, ale były to oklaski ciężkie, pełne gniewu i rozpaczy. Nie było w nich radości. Była tylko determinacja.

Po przemówieniach uczestnicy marszu zaczęli zapalać znicze. Przed ratuszem powstało morze świateł – każdy płomyczek symbolizował pamięć, ból i nadzieję, że więcej dzieci nie spotka los Mai.

Wśród tłumu była nauczycielka z sąsiedniego miasta. Trzymała plakat z napisem: „Widzisz? Reaguj.” Podeszła do mamy Mai i bez słowa ją przytuliła. W tym uścisku było więcej znaczenia niż w dziesiątkach oficjalnych przemówień.

Marsz dobiegł końca, ale w sercach ludzi pozostała potrzeba działania. Wieczorem media lokalne i ogólnopolskie mówiły o wydarzeniach z Mławy. Zdjęcia, relacje, nagrania z przemówień obiegły internet. Hashtag #MajaNieZapomnimy był na ustach całej Polski. Rodzice innych dzieci zaczęli rozmawiać ze swoimi pociechami – pytali, czy wszystko jest w porządku, czy ktoś je nie krzywdzi. Dzwonili do szkół, pytali o psychologów. Ktoś zaczął naprawdę słuchać.

Rodzina Mai nie wróci już do codzienności sprzed tragedii. Ale postanowili walczyć – o inne dzieci, o inne rodziny. Założyli fundację imienia Mai. Ich pierwszym celem było zorganizowanie ogólnopolskiego programu edukacyjnego dla szkół – by uczniowie wiedzieli, że mogą mówić. Że mają prawo do bezpieczeństwa. Że dorośli nie mogą ignorować ich wołania o pomoc.

Mijają miesiące. Grób Mai przykryty jest kwiatami, listami i maskotkami. Czasem ktoś zostawia tam biały balonik. Czasem ktoś zapala świeczkę. Ale nikt nie zapomina.

Ulicami Mławy marsz przeszedł tylko raz. Ale jego echo niesie się do dziś – przez domy, klasy, urzędy i serca.

Leave a Reply