
Ujawniamy: fałszowanie podpisów i dorzucanie głosów do urny. Prokuratura sprawdza, czy złamano prawo w poprzednich wyborach prezydenckich
W cieniu demokratycznych procedur, które mają gwarantować przejrzystość i uczciwość wyborów, dochodzą do głosu niepokojące sygnały o możliwych manipulacjach w trakcie poprzednich wyborów prezydenckich. Jak ustaliła nasza redakcja, prokuratura prowadzi śledztwo w sprawie fałszowania podpisów oraz dorzucania kart do głosowania do urn wyborczych. Sprawa może mieć poważne konsekwencje nie tylko polityczne, ale także prawne dla osób zamieszanych w proceder.
Początek afery: nieprawidłowości w komisjach wyborczych
Pierwsze doniesienia o możliwych nieprawidłowościach pojawiły się niedługo po ogłoszeniu wyników wyborów prezydenckich. Część obserwatorów, wolontariuszy oraz członków komisji zwracała uwagę na pewne „dziwne” praktyki, jak np. brak wymaganych podpisów wyborców, nieczytelne nazwiska, a także niespójności między liczbą wydanych kart a liczbą oddanych głosów.
Zainteresowanie organów ścigania wzrosło po ujawnieniu przez niezależne media raportu jednej z organizacji społecznych monitorujących wybory, według którego w kilkunastu lokalach wyborczych liczba podpisów pod kartami do głosowania przekraczała liczbę zarejestrowanych osób na listach wyborczych. Dodatkowo, niektóre karty miały być „dorzucane” już po zakończeniu głosowania – co jest poważnym naruszeniem procedur wyborczych.
Zeznania świadków: „Kazano nam podpisać się za innych”
Śledczy dotarli do osób, które pracowały w komisjach i zgodziły się opowiedzieć, co działo się za kulisami. Jedna z nich – kobieta pracująca w komisji w województwie lubelskim – opowiedziała, że otrzymała sugestię od przewodniczącego, aby „uzupełnić braki” w podpisach.
– Brakowało kilkunastu podpisów. Powiedziano nam, że trzeba się po prostu podpisać, bo karty już wrzucono do urny i musi się zgadzać. To było dla mnie szokujące, ale bałam się odmówić – powiedziała kobieta, prosząc o anonimowość.
Podobnych relacji zebrano więcej. Wskazują one na systemowe naruszenia prawa wyborczego w różnych częściach kraju, nie tylko w małych miejscowościach, ale też w dużych miastach.
Rola samorządów i lokalnych struktur politycznych
Według informacji śledczych, niektóre działania mogły być zorganizowane przez lokalne struktury polityczne – zarówno samorządowców, jak i działaczy partyjnych. Mowa o presji wywieranej na członków komisji wyborczych, aby manipulować liczbą głosów w sposób korzystny dla konkretnego kandydata.
– Mieliśmy przypadki, gdzie osoby z lokalnych władz odwiedzały komisje w trakcie głosowania, rozmawiały z przewodniczącymi i sugerowały „korekty” w protokołach. To budzi ogromne wątpliwości – komentuje jeden z prokuratorów nadzorujących sprawę.
Śledczy analizują także dokumentację związaną z transportem i przechowywaniem kart do głosowania. Są podejrzenia, że w niektórych miejscach doszło do celowego dorzucenia głosów już po ich oficjalnym zamknięciu.
Eksperci: „To może podważyć wynik wyborów”
Prawnicy specjalizujący się w prawie konstytucyjnym oraz eksperci od procesów wyborczych zgodnie twierdzą, że ujawnione praktyki, jeśli się potwierdzą, mogą podważyć zaufanie do całego procesu wyborczego. W skrajnych przypadkach – jak zauważa prof. Marek Pawłowski z Uniwersytetu Warszawskiego – możliwe byłoby nawet zakwestionowanie legalności wyboru prezydenta.
– W praworządnym państwie nie może być mowy o tolerowaniu fałszowania podpisów czy dorzucania głosów. To są działania sprzeczne z konstytucją i kodeksem wyborczym – podkreśla prof. Pawłowski.
Jednak w praktyce zakwestionowanie wyniku wyborów po tylu miesiącach może być trudne. Potrzebne byłyby jednoznaczne dowody, że skala nieprawidłowości miała wpływ na ostateczny rezultat.
Reakcja partii politycznych
Sprawa wywołała polityczną burzę. Partie opozycyjne domagają się natychmiastowego ujawnienia szczegółów śledztwa i powołania specjalnej komisji śledczej w Sejmie. Ich zdaniem, w grę może wchodzić poważne naruszenie zasad demokracji.
– To nie jest drobna nieprawidłowość. Mówimy o możliwym masowym fałszerstwie wyborczym. Oczekujemy, że prokuratura przedstawi opinii publicznej pełny raport – mówi lider jednej z opozycyjnych formacji.
Z kolei przedstawiciele obozu rządzącego tonują emocje i apelują o poczekanie na wyniki postępowania.
– Nie możemy pozwolić, by insynuacje podważały wynik demokratycznych wyborów. Prokuratura działa niezależnie. Poczekajmy na ustalenia – skomentował rzecznik partii rządzącej.
Co dalej? Możliwe zarzuty karne
Prokuratura wstępnie zakwalifikowała działania podejrzanych osób jako przestępstwo z art. 248 kodeksu karnego – fałszowanie dokumentów wyborczych oraz zakłócenie przebiegu głosowania. Grozi za to kara nawet do 5 lat więzienia. Śledczy nie wykluczają rozszerzenia zarzutów, jeżeli potwierdzą się informacje o presji politycznej i działaniach zorganizowanej grupy.
Obecnie trwają przesłuchania kolejnych świadków, a także analiza zapisów z monitoringu w lokalach wyborczych i dokumentacji z komisji. Ustalane są też osoby, które mogły bezprawnie głosować lub za które oddano głos.
Społeczny niepokój i konieczność reformy
Sprawa wywołała silny niepokój w społeczeństwie, szczególnie wśród młodych wyborców i osób zaangażowanych obywatelsko. W mediach społecznościowych pojawiają się apele o wzmocnienie przejrzystości procesu wyborczego oraz propozycje zmian legislacyjnych – m.in. wprowadzenia obowiązkowego monitoringu we wszystkich lokalach wyborczych, systemu elektronicznego potwierdzania tożsamości oraz lepszego szkolenia członków komisji.
– Tego typu skandale niszczą zaufanie obywateli do państwa. Potrzebujemy pełnej transparentności i odpowiedzialności – mówi działaczka organizacji WatchDog Polska.