
To dla niej Ishak robił cieszynkę. Odeszła chora Zuzia. Miała ostatnie życzenie.”
⸻
To dla niej Ishak robił cieszynkę. Nie dla kamer, nie dla kibiców, nie dla mediów czy statystyk. Robił ją z potrzeby serca, z wdzięczności, z bólu i nadziei pomieszanych w jedno. Każdy jego gest, każde rozłożenie rąk, każdy uśmiech uniesiony ku niebu, miał jedno imię. Zuzia. Dziewczynka o jasnych oczach i słabym sercu. Dziewczynka, która pokochała piłkę nożną nie z boiska, ale ze szpitalnego łóżka, z którego przez ostatnie miesiące obserwowała świat.
Zuzia chorowała od dawna. Lekarze mówili, że to ciężka postać choroby autoimmunologicznej, która atakuje powoli, ale skutecznie. Miała zaledwie osiem lat, a przeszła więcej niż niejeden dorosły człowiek. Chemia, operacje, nieskończone serie badań, transfuzje, cisza szpitalnych sal, z której próbowała uciec wyobraźnią. Ucieczką stała się dla niej piłka. A konkretnie – Ishak. Napastnik, który strzelał gole dla jej ukochanego klubu. Zuzia nie znała się na taktyce, nie wiedziała, co to spalony, ale wiedziała jedno: kiedy Ishak zdobywał bramkę i rozkładał ręce w charakterystycznym geście cieszynki – robił to dla niej.
Poznali się przez fundację. Ktoś z personelu medycznego opowiedział o małej kibicce, która mimo cierpienia nie traciła pogody ducha. Fundacja zorganizowała spotkanie online. Ishak poświęcił jej pół godziny. Śmiali się, żartowali, opowiadał jej o szatni, o kolegach z drużyny, a ona – mimo że miała kroplówkę w ramieniu – mówiła z taką pasją, że napastnik był pod wrażeniem. Od tego momentu cieszynka miała adresata.
Po każdym golu Ishak patrzył w niebo. Robił gest, który miał znaczyć „dla Ciebie, Zuzia”. I choć o tym publicznie nie mówił, coraz więcej osób zauważało, że jego celebracje stały się bardziej osobiste. Czasem słał buziaka, czasem pokazywał palcem w kamerę, ale zawsze było to szczere.
Zuzia czekała na każdy mecz. Nawet gdy była zbyt słaba, by siedzieć, kazała ustawić sobie tablet na poduszce. Wiedziała, że nie może już wychodzić, nie mogła biegać, skakać, nie mogła jeść swoich ulubionych lodów. Ale mogła oglądać mecze. I mogła się uśmiechać, kiedy Ishak zdobywał bramkę.
Jej stan się pogarszał. Lekarze nie dawali złudzeń. Rodzice byli przy niej codziennie. Trzymali za rękę, czytali bajki, puszczali muzykę. Ale wiedzieli, że czas jest nieubłagany. Pewnego wieczoru, kiedy padał lekki deszcz, Zuzia poprosiła mamę o zeszyt. Chciała coś napisać. To było jej ostatnie życzenie.
„Proszę, powiedzcie Ishakowi, że dziękuję. Że dzięki niemu się śmiałam. Że jego bramki bolały mniej niż zastrzyki. I że może jeszcze raz zrobi tę cieszynkę. Tylko jeszcze raz. Dla mnie. Nawet jeśli mnie już nie będzie.”
Odeszła spokojnie. W nocy. Mama przeczytała list po jej śmierci i wiedziała, co musi zrobić. Skontaktowała się z fundacją. List trafił do klubu. Ishak przeczytał go chwilę przed wyjazdem na ważny mecz ligowy. Płakał. Powiedział tylko jedno: „Dzisiaj strzelam dla Zuzi. I będzie cieszynka.”
Mecz był zacięty. Przeciwnik mocny, obrona twarda. Minuty mijały, a wynik pozostawał bezbramkowy. W 88. minucie Ishak dostał piłkę. Jeden zwód, jeden strzał. Piłka w siatce. Stadion eksplodował. Ale on nie biegł do trybun. Stanął na środku boiska. Rozłożył ręce. Spojrzał w niebo. Potem uklęknął, ułożył dłonie w kształt serca i wyszeptał imię.
Zuzia.
To był najpiękniejszy gol w jego karierze. I najcichszy moment na stadionie – mimo wrzawy, każdy wiedział, że coś się wydarzyło. Coś więcej niż tylko sport.
Po meczu nie udzielił wywiadu. Wrócił do szatni, usiadł i wyjął kartkę. Tę od Zuzi. Trzymał ją jak relikwię. I powiedział kolegom: „To była jej ostatnia prośba. Spełniłem ją. I będę pamiętał do końca życia.”
Media szybko podchwyciły historię. Ale Ishak nie chciał rozgłosu. Zgodził się tylko na jedno – żeby na stadionie pojawiła się mała tabliczka z napisem: „Dla Zuzi, która wierzyła do końca.”
Rodzice Zuzi byli na kolejnym meczu. Siedzieli cicho, trzymali się za ręce. Kiedy Ishak znów zdobył bramkę i spojrzał w ich stronę, poczuli, że ich córka jest blisko.
Piłka nożna to nie tylko gole i punkty. To ludzie. Emocje. Wiara. Czasem to także pożegnanie. Ale jeśli ktoś pamięta – nawet po ostatnim gwizdku – to znaczy, że nic nie przeminęło.
Ishak strzela dalej. A jego cieszynka wciąż ma adresata. Może teraz już w niebie. Ale przecież miłość nie zna granic. Nawet tych ostatecznych.