
Sylwester Marciniak przekroczył uprawnienia? Sprawą zajmuje się Sąd Najwyższy
Warszawa – 17 lipca 2025 r.
Sprawa Sylwestra Marciniaka, byłego przewodniczącego Państwowej Komisji Wyborczej, ponownie trafia na pierwsze strony gazet. Według najnowszych doniesień, Sąd Najwyższy wszczął postępowanie mające na celu zbadanie, czy Marciniak przekroczył swoje uprawnienia podczas pełnienia funkcji szefa PKW w związku z kontrowersjami dotyczącymi ostatnich wyborów prezydenckich.
Postępowanie zostało zainicjowane po tym, jak do Sądu Najwyższego wpłynął wniosek złożony przez grupę posłów opozycji, którzy zarzucają Marciniakowi m.in. manipulacje proceduralne, brak przejrzystości w procesie certyfikacji wyników oraz ignorowanie sygnałów o możliwych nieprawidłowościach zgłaszanych przez obserwatorów społecznych i zagranicznych.
Według informacji uzyskanych od rzecznika Sądu Najwyższego, sprawa została przekazana do Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych, która ma dokładnie przeanalizować działania Marciniaka z ostatnich miesięcy jego urzędowania. Choć samo wszczęcie postępowania nie oznacza jeszcze winy, eksperci konstytucyjni podkreślają, że to bardzo poważny sygnał i precedens w historii polskich instytucji wyborczych.
— Mamy do czynienia z sytuacją bez precedensu — mówi prof. Katarzyna Ostrowska, konstytucjonalistka z Uniwersytetu Warszawskiego. — Jeśli zarzuty się potwierdzą, może to oznaczać nie tylko odpowiedzialność prawną Marciniaka, ale również konieczność rewizji całego systemu nadzoru nad wyborami w Polsce.
Zarzuty wobec byłego przewodniczącego dotyczą m.in. podpisania protokołów z wynikami wyborów mimo braku pełnych danych z kilku okręgów oraz dopuszczenia do zatwierdzenia wyników, które później zostały zakwestionowane przez lokalne komisje. Krytycy podnoszą także kwestię kontaktów Marciniaka z przedstawicielami rządu, które miały mieć miejsce na krótko przed ogłoszeniem wyników.
Sam Sylwester Marciniak stanowczo odrzuca wszelkie oskarżenia. W wydanym oświadczeniu stwierdził:
„Wszystkie moje działania były zgodne z obowiązującym prawem. Nie złamałem żadnych przepisów ani nie działałem pod presją polityczną. Zawsze kierowałem się dobrem demokracji i zasadą przejrzystości.”
Marciniak zaznaczył również, że jest gotów współpracować z sądem i udzielić wszelkich wyjaśnień.
— Ufam niezależności wymiaru sprawiedliwości. Mam nadzieję, że sprawa zostanie szybko i rzetelnie rozstrzygnięta — dodał w rozmowie z dziennikarzami.
W tle sprawy pojawiają się także głosy o możliwym nacisku politycznym. Niektórzy komentatorzy sugerują, że obecne postępowanie to element walki politycznej po bardzo kontrowersyjnych wyborach, które zakończyły się zwycięstwem Karola Nawrockiego, kandydata prawicy.
Opozycja od wielu tygodni domaga się powtórzenia wyborów, argumentując, że doszło do licznych nieprawidłowości i manipulacji, w tym braku nadzoru nad głosami korespondencyjnymi oraz niejasności w procesie liczenia głosów w kilku okręgach wyborczych.
— Gdyby nie działania Marciniaka, dziś mielibyśmy zupełnie inny wynik — powiedziała posłanka Lewicy, Anna Sokołowska. — To nie jest tylko kwestia prawa, to kwestia fundamentów demokracji.
Z kolei przedstawiciele obozu rządzącego podkreślają, że Marciniak był doświadczonym prawnikiem i urzędnikiem, który nigdy wcześniej nie budził zastrzeżeń.
— To próba politycznego odwetu ze strony przegranych — uważa poseł Marek Król z PiS. — Próbuje się zniszczyć człowieka, który po prostu wykonywał swoje obowiązki.
Sąd Najwyższy zapowiedział, że pierwsze przesłuchania świadków odbędą się jeszcze w lipcu. Do sprawy wezwano m.in. byłych członków PKW, szefów okręgowych komisji oraz niezależnych obserwatorów.
Tymczasem społeczeństwo pozostaje podzielone. W mediach społecznościowych trwa gorąca debata. Jedni domagają się ukarania Marciniaka, drudzy bronią go jako ofiarę politycznej nagonki.
Bez względu na finał tej sprawy, jedno jest pewne – zaufanie do instytucji wyborczych w Polsce zostało poważnie nadwyrężone.
Czy Sąd Najwyższy rozwieje wszelkie wątpliwości? Czy czeka nas polityczne trzęsienie ziemi? Na odpowiedzi trzeba będzie jeszcze poczekać, ale już dziś wiadomo, że sprawa Sylwestra Marciniaka może mieć historyczne konsekwencje dla demokracji w Polsce.