
Kulisy debaty, których nikt się nie spodziewał. Nitras ujawnia szczegóły obecności Nawrockiego. „Mogą mnie podać do sądu”
Polska scena polityczna znów żyje kolejną kontrowersją. Tym razem na świeczniku znalazło się wydarzenie, które z pozoru miało być spokojną, merytoryczną debatą przedwyborczą. Jednak jak się okazuje – kulisy były znacznie bardziej napięte i nieoczywiste. Sławomir Nitras, poseł Koalicji Obywatelskiej, postanowił ujawnić nieznane wcześniej informacje dotyczące udziału Karola Nawrockiego w tym wydarzeniu. Jego słowa wywołały falę komentarzy, nie tylko wśród polityków, ale także w mediach i sieci.
„Mogą mnie podać do sądu, ale prawda musi wyjść na jaw” – powiedział Nitras podczas jednego z wywiadów radiowych. I rzeczywiście, to co powiedział, odbiło się szerokim echem. Według posła KO, obecność Karola Nawrockiego na debacie nie była wynikiem standardowej procedury, a raczej efektem politycznych nacisków i działań „od kuchni”, które – jego zdaniem – są nie tylko nieetyczne, ale mogą także naruszać zasady równości szans kandydatów.
Debata, o której mowa, odbyła się w jednej z ogólnopolskich stacji telewizyjnych i miała zgromadzić przedstawicieli różnych środowisk politycznych startujących w nadchodzących wyborach. Udział w niej miał być uzgodniony wcześniej, z wyznaczoną listą uczestników. Tymczasem – jak twierdzi Nitras – obecność Karola Nawrockiego została „dopisano last minute”, w atmosferze niejasności i zakulisowych rozmów.
„To nie był przypadek. Został tam wpuszczony z pełną świadomością, mimo że wcześniej nie było go na liście gości” – stwierdził Nitras. Dodał, że otrzymał informacje z kilku źródeł potwierdzających, że decyzja o dopuszczeniu Nawrockiego zapadła pod presją pewnych środowisk politycznych, którym zależało na obecności „własnego człowieka” w medialnym starciu.
Według posła, takie działania godzą w podstawowe zasady transparentności życia publicznego. „Nie możemy udawać, że wszystko jest w porządku, kiedy za kulisami odbywają się polityczne gry. W demokracji nie chodzi tylko o to, co widać na ekranie. Chodzi też o uczciwość procedur i równe zasady dla wszystkich” – mówił Nitras.
Na reakcję sztabu Karola Nawrockiego nie trzeba było długo czekać. Rzecznik kandydata odrzucił wszelkie oskarżenia, nazywając je „kompletnie bezpodstawnymi” i „kolejną próbą zdyskredytowania przeciwnika przez insynuacje”. W oświadczeniu podkreślono, że udział Nawrockiego w debacie był całkowicie legalny i zgodny z zasadami obowiązującymi wszystkich uczestników.
„Sławomir Nitras może mówić, co chce, ale jeżeli będzie dalej rozpowszechniał nieprawdziwe informacje, rozważymy kroki prawne. Wolność słowa nie oznacza wolności kłamstwa” – napisano w odpowiedzi.
Tymczasem temat podchwyciły media i komentatorzy. Jedni bronią Nitrasa, twierdząc, że dobrze, iż ktoś wreszcie otwarcie mówi o kulisach politycznych wydarzeń. Inni zarzucają mu sianie chaosu i próbę odwrócenia uwagi od merytorycznych tematów kampanii.
Politolog dr Paweł Różański w rozmowie z „Gazetą Polityczną” zauważył: „To nie pierwszy raz, kiedy debaty wyborcze stają się areną nie tylko wymiany poglądów, ale także walki o obecność i dominację. Kulisy, o których mówi Nitras, jeśli się potwierdzą, mogą pokazać, jak bardzo polityka w Polsce potrzebuje przejrzystości i jednolitych reguł.”
W mediach społecznościowych zawrzało. Hashtag #KulisyDebaty błyskawicznie zyskał popularność, a internauci zaczęli dzielić się swoimi opiniami. Część z nich wzięła stronę Nitrasa, domagając się wyjaśnień od organizatorów debaty i stacji telewizyjnej. Inni ironicznie komentowali całą sytuację, sugerując, że w kampanii wyborczej nie ma już miejsca na zasady – liczy się tylko skuteczność.
Niektórzy użytkownicy Twittera i Facebooka zaczęli nawet domagać się pełnej publikacji listy zaproszonych gości, korespondencji między sztabami a organizatorami oraz wewnętrznych ustaleń dotyczących przebiegu debaty. Pojawiły się również pytania: czy inne debaty również były aranżowane w podobny sposób? Czy widzowie mogą ufać w ich autentyczność?
Jak na razie stacja telewizyjna, która organizowała debatę, nie wydała oficjalnego oświadczenia w tej sprawie, ograniczając się do lakonicznego komentarza, że „wszystkie decyzje były podejmowane zgodnie z ustalonym wcześniej regulaminem”. Jednak nacisk opinii publicznej może zmusić ją do bardziej szczegółowych wyjaśnień.
Cała sprawa pokazuje, że kampania wyborcza to nie tylko plakaty, spoty i hasła. To również twarda gra kulis, w której każdy ruch, każda decyzja może mieć ogromne znaczenie. A prawda – jak pokazuje przykład Nitrasa – nie zawsze jest wygodna dla wszystkich.
„Nie boję się pozwu” – zakończył swoją wypowiedź poseł. „Ale boję się, że jeśli nie zaczniemy mówić o takich rzeczach głośno, to już na zawsze zaakceptujemy fikcję zamiast demokracji.”