Skrytykowała Martę Nawrocką. Teraz dostaje telefony z groźbami

By | June 18, 2025

**Krytyka, która zmieniła życie: Sprawa Ewy Kowalskiej i Marty Nawrockiej – od słów do groźb**

W dzisiejszym świecie, gdzie każdy może wyrazić swoje opinie w mediach społecznościowych, granica między wolnością słowa a odpowiedzialnością za konsekwencje staje się coraz cieńsza. Historia Ewy Kowalskiej, 35-letniej blogerki z Warszawy, jest doskonałym przykładem tego zjawiska. Wszystko zaczęło się od jednego wpisu na Twitterze, w którym Kowalska skrytykowała Martę Nawrocką, znaną polską polityk i aktywistkę społeczną. Teraz, kilka tygodni później, Kowalska otrzymuje dziesiątki telefonów z groźbami, co zmusza ją do rozważenia zmian w swoim życiu. Ale jak do tego doszło? Przyjrzyjmy się tej sprawie krok po kroku.

Marta Nawrocka to jedna z najbardziej wpływowych postaci w polskiej polityce. Jako liderka partii Zielonych i zagorzała obrończyni środowiska naturalnego, Nawrocka zyskała popularność dzięki swoim odważnym przemówieniom i kampaniom przeciwko zanieczyszczeniom. W ubiegłym roku, po publikacji raportu o wpływie przemysłu węglowego na zdrowie publiczne, stała się symbolem walki o zrównoważony rozwój. Jej zdjęcia z protestów klimatycznych obiegły media, a sama Nawrocka regularnie gości w programach telewizyjnych, gdzie dyskutuje o kluczowych problemach Polski. Jednak nie wszyscy podzielają jej entuzjazm. Dla niektórych, jak Ewa Kowalska, Nawrocka reprezentuje coś zupełnie innego – elitę, która narzuca swoje idee bez uwzględnienia realiów zwykłych ludzi.

Ewa Kowalska, z wykształcenia ekonomistka, prowadzi popularnego bloga o gospodarce i polityce, który śledzi ponad 50 tysięcy osób. Jej teksty są często kontrowersyjne, pełne ironii i krytyki wobec establishmentu. Wszystko zmieniło się 15 marca, kiedy Kowalska opublikowała wpis na Twitterze: “Marta Nawrocka znowu gada o ekologii, ale zapomina, że jej partia bierze kasę od koncernów. Hipokrytka pełną gębą! #NieDlaZielonychHipokrytów”. Wpis szybko zyskał popularność, zdobywając setki polubień i udostępnień. Kowalska, znana z ostrego pióra, nie spodziewała się, że ten komentarz wywoła taką burzę.

Reakcja była natychmiastowa. Fani Nawrockiej, w tym aktywiści ekologiczni i sympatycy jej partii, ruszyli do kontrataku. Pod postem Kowalskiej pojawiły się dziesiątki komentarzy, od tych oburzających po wulgarne. “Jak śmiesz atakować kogoś, kto walczy o naszą planetę?” – pisał jeden z użytkowników. Inni poszli dalej, oskarżając Kowalską o bycie “agentką koncernów” lub “wrogiem ludzkości”. W ciągu kilku godzin sprawa trafiła do mediów mainstreamowych. Portal Onet opublikował artykuł na ten temat, a telewizja TVN24 poświęciła jej kilka minut w wieczornym wydaniu wiadomości. Nawrocka sama nie odniosła się bezpośrednio do wpisu, ale jej rzecznik prasowy wydał oświadczenie: “Pani Nawrocka szanuje wolność wypowiedzi, ale nie toleruje fałszywych oskarżeń. Zachęcamy do dyskusji opartej na faktach”.

Dla Kowalskiej to był dopiero początek koszmaru. Następnego dnia po publikacji wpisu, jej telefon zaczął dzwonić bez przerwy. Najpierw były to anonimowe numery, z których dochodziły wściekłe głosy: “Wstrzymaj się, bo pożałujesz!” lub “Wiemy, gdzie mieszkasz, i przyjdziemy po ciebie!”. Na początku Kowalska traktowała to jako złośliwe żarty, ale gdy groźby stały się bardziej szczegółowe – wspominano o jej rodzinie i miejscu pracy – zaczęła się bać. “To nie była zwykła krytyka. Te telefony były pełne nienawiści. Słyszałam, jak ktoś mówi, że mnie ‘zniszczy’, że ‘zapłacę za to, co napisałam'”, opowiada Kowalska w rozmowie z dziennikarzem. Zdecydowała się zgłosić sprawę na policję, ale procedura okazała się żmudna. “Mówili, że bez konkretnych dowodów niewiele mogą zrobić. A ja mam tylko nagrania z groźbami, które brzmią jak z horroru”.

Ta sytuacja nie jest odosobniona. W Polsce, podobnie jak w wielu innych krajach, zjawisko hejtu online i cyberprzemocy rośnie w alarmującym tempie. Według raportu Fundacji Panoptykon, co czwarty Polak doświadczył groźb w internecie, a kobiety są szczególnie narażone na ataki. Eksperci wskazują, że krytyka publicznej postaci, takiej jak Marta Nawrocka, często prowadzi do eskalacji konfliktu. “Ludzie czują się anonimowi w sieci, co zachęca do agresji. Ale granica między debatą a groźbami jest cienka, a konsekwencje mogą być realne”, mówi dr Anna Wiśniewska, socjolog z Uniwersytetu Warszawskiego. W przypadku Kowalskiej, groźby telefoniczne to nie tylko słowa – to realne naruszenie jej bezpieczeństwa. Musiała zmienić numer telefonu, ograniczyć aktywność w mediach społecznościowych i nawet rozważyć przeprowadzkę.

Dlaczego taka reakcja? Częściowo winę ponoszą algorytmy mediów społecznościowych, które promują treści wzbudzające emocje. Wpis Kowalskiej, choć kontrowersyjny, został szybko podchwycony przez boty i użytkowników, co spowodowało efekt kuli śnieżnej. Nawrocka, jako figura publiczna, ma wokół siebie lojalnych zwolenników, którzy postrzegają każdą krytykę jako atak na ich ideały. To prowadzi do polaryzacji społeczeństwa, gdzie dyskusja ustępuje miejsca wrogości. Kowalska sama przyznaje, że żałuje ostrości swojego języka: “Chciałam zwrócić uwagę na hipokryzję, ale nie spodziewałam się, że to wyjdzie poza ekran. Teraz boję się wychodzić z domu”.

Sprawa ta rodzi ważne pytania o etykę w internecie. Czy wolność słowa powinna być absolutna? A co z odpowiedzialnością za słowa? W Polsce, zgodnie z art. 212 Kodeksu karnego, za zniesławienie grozi kara grzywny lub więzienia, ale w praktyce egzekwowanie tego w sieci jest trudne. Organizacje jak Helsińska Fundacja Praw Człowieka apelują o lepsze regulacje, w tym o szybsze reagowanie na groźby. “Musimy edukować ludzi, że słowa mają konsekwencje. Hejt nie jest debata, to przemoc”, podkreśla mecenas Tomasz Nowak.

Tymczasem Ewa Kowalska walczy o powrót do normalności. Zaczęła współpracować z psychologiem, aby poradzić sobie z traumą, i planuje proces sądowy przeciwko anonimowym prześladowcom. Marta Nawrocka, w jednym z ostatnich wywiadów, odniosła się do sprawy: “Nie popieram groźb. Każdy ma prawo do krytyki, ale opierajmy ją na faktach, nie na emocjach”. Czy to wystarczy, aby zapobiec podobnym incydentom? Prawdopodobnie nie, dopóki internet pozostanie dzikim polem bitwy.

Historia Ewy Kowalskiej pokazuje, jak cienka jest linia między wyrażeniem opinii a narażeniem się na niebezpieczeństwo. W erze mediów społecznościowych, gdzie każdy może stać się bohaterem lub ofiarą, musimy pamiętać o empatii i szacunku. Bo w końcu, jak mówi przysłowie, “słowa mogą ranić głębiej niż miecz”. Czy jesteśmy gotowi na to, by zmienić nasz sposób dyskusji? To pytanie, które warto sobie zadać, zanim następny wpis na Twitterze zmieni czyjeś życie.

Leave a Reply