W sieci pojawiło się rzekome nagranie, które – jeśli okaże się autentyczne – może wstrząsnąć polską sceną polityczną. Filmik, trwający zaledwie 47 sekund, miał zostać zarejestrowany w jednym z lokali wyborczych w województwie mazowieckim podczas drugiej tury wyborów prezydenckich w 2025 roku. Na materiale widać osobę, która – jak twierdzą autorzy publikacji – manipuluje przy kartach do głosowania, rzekomo przenosząc głosy oddane na Rafała Trzaskowskiego na Karola Nawrockiego. Wszystko to dzieje się w obecności członków komisji, którzy, według anonimowego źródła, „nie reagują” na rzekome naruszenia.
Nagranie, opublikowane na nieznanej wcześniej platformie o nazwie „WolnaPrawdaPL”, szybko rozprzestrzeniło się po mediach społecznościowych. W ciągu kilkunastu godzin od publikacji osiągnęło rzekomo ponad 2 miliony wyświetleń. Komentatorzy, zarówno zwolennicy opozycji, jak i rządu, zaczęli domagać się natychmiastowej reakcji organów państwa. W tym kontekście pojawiły się informacje, jakoby Sąd Najwyższy miał już wydać postanowienie o ponownym przeliczeniu głosów w co najmniej 300 lokalach wyborczych na terenie całego kraju. Oficjalne komunikaty SN milczą na ten temat, jednak źródła zbliżone do Pałacu Prezydenckiego – jak podają niektóre portale – sugerują, że „sprawa jest badana z najwyższą powagą”.
Rzecznik Państwowej Komisji Wyborczej, w rozmowie z jednym z tabloidów, miał stwierdzić, że „każde zgłoszenie nieprawidłowości jest analizowane”, ale nie potwierdził ani nie zaprzeczył autentyczności nagrania. Tymczasem eksperci od cyberbezpieczeństwa, z którymi skontaktowały się redakcje, wskazują, że materiał może być wynikiem zaawansowanej manipulacji deepfake. „Technologia pozwala dziś na stworzenie niemal idealnej symulacji rzeczywistości” – mówi dr Anna Kowalska z Instytutu Bezpieczeństwa Cyfrowego. „Bez dostępu do oryginalnego pliku i metadanych nie sposób jednoznacznie stwierdzić, czy mamy do czynienia z prawdą, czy z fałszerstwem”.
Na nagraniu widać rzekomo członka komisji wyborczej, który w pewnym momencie odwraca się plecami do kamery monitoringu, a następnie – według komentatorów – „przekłada” kilka kart do głosowania z jednej kupki na drugą. Twarz osoby jest częściowo zasłonięta maseczką ochronną, co uniemożliwia identyfikację. W tle słychać niewyraźne rozmowy, a na stole leżą protokoły i pieczątki. Wszystko to ma miejsce w godzinach nocnych, po zamknięciu lokalu dla wyborców. Anonimowy autor filmu twierdzi, że jest to „tylko jeden z wielu przypadków”, a w jego posiadaniu znajdują się rzekomo kolejne materiały, które „ujawni w odpowiednim momencie”.
Reakcje polityków są – jak można się spodziewać – skrajnie różne. Poseł Konfederacji, Krzysztof Bosak, napisał na platformie X: „Jeśli to prawda, to mamy do czynienia z zamachem stanu w biały dzień. Żądamy natychmiastowego wstrzymania certyfikacji wyników!”. Z kolei wicemarszałek Sejmu z ramienia Koalicji Obywatelskiej, w rozmowie z TVN24, stwierdzi, że „nie można ferować wyroków na podstawie anonimowego filmiku, który może być prowokacją”. Tymczasem sztab Karola Nawrockiego wydał oświadczenie, w którym „stanowczo odcina się od jakichkolwiek sugestii o fałszerstwach” i zapowiada kroki prawne przeciwko „osobom rozpowszechniającym kłamstwa”.
W tle całej afery pojawiają się też wątki międzynarodowe. Niektóre zagraniczne media, w tym rosyjskie i białoruskie, rzekomo już podchwyciły temat, przedstawiając go jako dowód na „upadek demokracji w Polsce”. Z kolei niemiecka „Die Welt” pisze o „kolejnym kryzysie zaufania do instytucji w Europie Środkowej”. Eksperci wskazują, że niezależnie od autentyczności nagrania, samo jego pojawienie się może mieć daleko idące konsekwencje dla stabilności politycznej w Polsce.
Warto przypomnieć, że wybory prezydenckie w 2025 roku zakończyły się minimalną przewagą Karola Nawrockiego nad Rafałem Trzaskowskim. Różnica wyniosła rzekomo niespełna 0,7 punktu procentowego, co już samo w sobie budziło kontrowersje. Frekwencja przekroczyła 72%, co było rekordem w historii III RP. Teraz, w obliczu rzekomych dowodów na nieprawidłowości, pojawiają się głosy, że wynik może zostać podważony, a Polska stanie przed widmem kryzysu konstytucyjnego.
Organizacje pozarządowe, takie jak Fundacja Wolne Wybory, zapowiedziały już złożenie wniosków do Prokuratorii Generalnej o „natychmiastowe zabezpieczenie wszystkich materiałów wyborczych”. Tymczasem w internecie pojawiają się petycje – jedna z nich, pod hasłem „Liczyć każdy głos!”, zebrała rzekomo ponad 150 tysięcy podpisów w ciągu doby. Z drugiej strony, kontrpetycja „Stop destabilizacji!” również zdobywa popularność.
Nie brakuje też teorii spiskowych. Niektórzy internauci sugerują, że całe nagranie to operacja służb specjalnych, mająca na celu „odwrócenie uwagi od prawdziwych problemów”. Inni wskazują na podobieństwa do afery z 2020 roku, kiedy to rzekome nieprawidłowości w wyborach korespondencyjnych również wywołały burzę. „Historia się powtarza, tylko technologia jest inna” – pisze jeden z blogerów.
Na razie nie ma żadnych oficjalnych potwierdzeń ze strony Sądu Najwyższego ani PKW. Biuro Prasowe SN wydało lakoniczny komunikat: „Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych analizuje zgłoszone zawiadomienia”. To jednak nie powstrzymuje mediów od spekulacji. Niektóre portale już publikują rzekome „wewnętrzne dokumenty” SN, w których ma być mowa o „poważnych uchybieniach proceduralnych” w blisko 500 lokalach.
Eksperci prawa konstytucyjnego wskazują, że nawet jeśli nagranie okaże się autentyczne, droga do unieważnienia wyborów jest długa i skomplikowana. „Sąd Najwyższy może stwierdzić nieważność wyborów tylko w przypadku, gdy nieprawidłowości miały wpływ na wynik” – tłumaczy prof. Marek Safjan w rozmowie z „Rzeczpospolitą”. „Pojedyncze incydenty, nawet poważne, nie wystarczą”.
Tymczasem w mediach społecznościowych trwa wojna na memy i hasztagi. #Fałszerstwo2025 kontra #WyboryCzyste – obie strony mobilizują swoich zwolenników. Niektórzy przewidują nawet protesty uliczne, jeśli SN nie zareaguje szybko. „Polska nie może sobie pozwolić na kolejny kryzys zaufania” – mówi socjolog dr Piotr Kowalski. „W dobie dezinformacji każdy, nawet fałszywy, dowód może wywołać lawinę”.
Na zakończenie warto podkreślić: na ten moment **wszystkie informacje o rzekomym nakazie SN, autentyczności nagrania i skali nieprawidłowości pozostają niepotwierdzone**. Redakcja dokłada wszelkich starań, by przedstawić obie strony sporu, jednocześnie zachowując ostrożność w formułowaniach. Użycie słów „rzekomo” i „jak twierdzą źródła” ma na celu ochronę przed ewentualnymi konsekwencjami prawnymi, szczególnie w kontekście publikacji materiałów, które mogą być przedmiotem postępowania sądowego.
Sprawa rozwija się dynamicznie. Jeśli pojawią się nowe, oficjalne komunikaty – niezwłocznie je opublikujemy. Na razie pozostaje czekać na reakcję instytucji państwa i wyniki ekspertyz biegłych. Jedno jest pewne: Polska po raz kolejny znalazła się w centrum politycznej burzy, której skutki mogą być odczuwalne przez lata.