
Nie żyje ceniona lekarka. “Zasnęła po dyżurze i już się nie obudziła”
Dramatyczna wiadomość obiegła środowisko medyczne i opinię publiczną. W jednym z wojewódzkich szpitali w Polsce zmarła znana i szanowana lekarka – specjalistka medycyny wewnętrznej i intensywnej terapii. Informacja o jej śmierci poruszyła nie tylko kolegów z pracy, ale również tysiące pacjentów, którzy zawdzięczali jej zdrowie, a czasem i życie. Według relacji współpracowników, kobieta wróciła do domu po trwającym ponad 24 godziny dyżurze. Położyła się spać i już nigdy się nie obudziła.
Choć oficjalna przyczyna zgonu nie została jeszcze podana do publicznej wiadomości, nieoficjalnie mówi się o niewydolności sercowo-oddechowej spowodowanej ekstremalnym wyczerpaniem organizmu. Śmierć lekarki unaoczniła, z jak ogromnym przeciążeniem boryka się dziś polski system ochrony zdrowia. To kolejny przypadek, w którym ofiarą staje się osoba niosąca pomoc innym – lekarz, który przekracza granice własnej wytrzymałości, by nie zostawić pacjentów bez opieki.
Zmarła miała 39 lat. Pracowała w szpitalu powiatowym, ale od lat wspomagała również oddział intensywnej terapii w większym mieście, gdzie z braku personelu była regularnie proszona o dodatkowe dyżury. W ostatnim tygodniu przepracowała niemal 90 godzin. Bliscy nie ukrywają, że lekarze często nie mają wyboru: jeśli odmówią, nikt nie wejdzie za nich na dyżur. A pacjenci – niezależnie od sytuacji kadrowej – wymagają stałej, profesjonalnej opieki.
Jej koleżanka z oddziału, również internistka, mówi: – „To była osoba z niesamowitym sercem. Zawsze ostatnia schodziła z dyżuru. Nigdy nie zostawiała pacjentów, nawet kiedy już ledwo stała na nogach. Mówiła: ‘Jeszcze tylko ten jeden’. To ‘jeszcze tylko ten jeden’ ją zabiło”.
W mediach społecznościowych rozlała się fala żalu i solidarności. Pod hasztagiem #ZasnąćPoDyżurze lekarze, pielęgniarki i ratownicy medyczni dzielą się swoimi historiami o przemęczeniu, braku personelu i nieludzkich grafikach dyżurowych. „To mogłem być ja” – pisze jeden z rezydentów. Inna użytkowniczka dodaje: „Spałam w samochodzie na parkingu przed kolejnym dyżurem. Zabrakło siły, by dojechać do domu”.
Związki zawodowe od lat alarmują, że system oparty na stałym przekraczaniu norm czasu pracy to bomba z opóźnionym zapłonem. Lekarze pracują na kilku etatach, jeżdżą między placówkami, śpią po kilka godzin, a stres i presja nie pozwalają na pełną regenerację. W dodatku wciąż brakuje rozwiązań, które chroniłyby ich przed konsekwencjami przeciążenia. – „W innych zawodach nadgodziny są rozliczane i kontrolowane. W ochronie zdrowia to często norma, nie wyjątek. Jesteśmy niewolnikami systemu, który nie zna słowa ‘wystarczy’” – mówi przedstawiciel OZZL.
Śmierć młodej lekarki wywołała także reakcję ze strony Ministerstwa Zdrowia. W wydanym komunikacie wyrażono współczucie rodzinie oraz zapowiedziano „analizę procedur dotyczących czasu pracy personelu medycznego”. Jednak dla wielu środowisk zawodowych to za mało. Potrzebne są konkretne zmiany systemowe – od zwiększenia liczby lekarzy, przez wprowadzenie realnych limitów czasu pracy, po zapewnienie większego wsparcia psychologicznego dla pracowników ochrony zdrowia.
Profesor Ewa Kowalska, specjalistka w zakresie zdrowia publicznego, podkreśla: – „Nie możemy dłużej udawać, że wszystko funkcjonuje prawidłowo. Nasz system opiera się na cichym heroizmie ludzi, którzy codziennie ryzykują własne zdrowie, by ratować innych. To nie jest zrównoważony model. To model prowadzący do tragedii”.
Szpital, w którym pracowała zmarła lekarka, ogłosił żałobę i zawiesił planowe przyjęcia na oddziale wewnętrznym. Dyrekcja wydała krótkie oświadczenie, w którym zaznaczyła, że była „wzorem etyki zawodowej, oddania pacjentom i niezastąpionym członkiem zespołu”. Dzień po jej śmierci w szpitalnej kaplicy odprawiono mszę w intencji zmarłej, w której uczestniczyli zarówno pracownicy, jak i pacjenci.
Ale najważniejsze pytanie pozostaje: czy coś się zmieni?
– „Nie chcemy kolejnych nekrologów i kondolencji. Chcemy reformy. Chcemy mieć prawo do odpoczynku i życia. Chcemy być lekarzami, a nie martwymi bohaterami” – mówi młody anestezjolog, który znał zmarłą z wspólnych dyżurów.
Śmierć tej jednej osoby, choć tragiczna i bolesna, może być przełomem – jeśli zostanie właściwie odczytana przez decydentów. To nie tylko osobista tragedia rodziny i kolegów z pracy. To symboliczny alarm, który powinien obudzić społeczeństwo i rząd. Bo dziś lekarze zasypiają nie tylko ze zmęczenia – zasypiają w systemie, który o nich zapomniał. I czas najwyższy, by ktoś ich w końcu obudził.