
Nawrocki wbił kij w mrowisko. Polscy rodzice będą wściekli. Zacznie się już 1 września
Wrzesień zawsze oznacza dla milionów polskich rodzin powrót do szkolnej rzeczywistości – poranne pobudki, zakupy podręczników, dodatkowe zajęcia i codzienną logistykę, która spędza sen z powiek rodzicom i dzieciom. Jednak w tym roku start nowego roku szkolnego nie zapowiada się jedynie jako rutynowy powrót do nauki. Decyzja prezydenta Karola Nawrockiego wywołała falę emocji, a w opinii wielu rodziców wręcz wściekłość. To, co ma wejść w życie od 1 września, komentatorzy określają jako “kij w mrowisko” – rozwiązanie, które diametralnie zmieni szkolną codzienność, a w wielu domach wywoła prawdziwe zamieszanie.
Co ogłosił Nawrocki?
Podczas konferencji w Pałacu Prezydenckim Karol Nawrocki zaprezentował nowy projekt dotyczący systemu oświaty. Choć formalnie inicjatywa została przygotowana przez Ministerstwo Edukacji, to właśnie prezydent wziął na siebie rolę jej twarzy i obrońcy. Chodzi o szeroko zakrojone zmiany w organizacji roku szkolnego oraz obowiązków uczniów i rodziców.
Najwięcej kontrowersji budzi decyzja o wprowadzeniu obowiązkowych zajęć dodatkowych w szkołach podstawowych i średnich. Program zakłada, że dzieci będą musiały uczestniczyć w co najmniej dwóch godzinach tygodniowo zajęć z zakresu „edukacji obywatelskiej i tradycji narodowej”, a także jednej godziny „rozszerzonej aktywności fizycznej”. W praktyce oznacza to wydłużenie tygodniowego planu lekcji, a co za tym idzie – dłuższy pobyt dzieci w szkole.
Rodzice: „To się nie spina”
Już pierwsze reakcje środowisk rodzicielskich były wyjątkowo krytyczne. – Nikt z nami tego nie konsultował. Dzieci wracają do domu zmęczone po 7-8 godzinach lekcji, a teraz jeszcze im się dokłada kolejne zajęcia. Kiedy one mają odpoczywać, rozwijać swoje pasje albo po prostu być dziećmi? – pytała jedna z matek podczas spotkania rady rodziców w warszawskiej podstawówce.
Wielu rodziców podkreśla także aspekt finansowy. Choć formalnie zajęcia mają być bezpłatne, to w praktyce szkoły będą wymagały dodatkowych materiałów – specjalnych podręczników, strojów sportowych czy opłat na rzecz komitetu rodzicielskiego. – Już dziś wydajemy fortunę na wyprawkę. A teraz każą nam jeszcze dokładać, bo szkoła nie ma środków na nowe programy. To kolejny cios w budżety domowe – mówi ojciec dwójki dzieci z Krakowa.
Nauczyciele też nie są zachwyceni
Choć zmiany miały być odpowiedzią na postulaty środowisk nauczycielskich, to sami pedagodzy nie kryją sceptycyzmu. ZNP w specjalnym komunikacie wskazał, że do wprowadzenia nowych przedmiotów nie przygotowano kadr, a cała reforma została przeprowadzona w pośpiechu. – To nie jest reforma, to eksperyment na dzieciach – mówił przewodniczący związku.
Wielu nauczycieli obawia się, że na nich spadnie obowiązek prowadzenia nowych zajęć bez odpowiedniego przygotowania i dodatkowego wynagrodzenia. – Nie wyobrażam sobie, że będę prowadzić lekcje o tradycji narodowej bez materiałów, bez szkoleń i bez jasno określonych wytycznych – skarży się jedna z nauczycielek historii z Łodzi.
Polityczne echo decyzji
Nie mogło zabraknąć politycznych komentarzy. Premier Donald Tusk ostro skrytykował prezydencką inicjatywę. – Zamiast realnie pomagać rodzicom i dzieciom, władza dokłada im nowych obowiązków. Zamiast rozmawiać o dofinansowaniu szkół czy mniejszych klasach, mamy ideologiczne eksperymenty – stwierdził szef rządu.
Opozycja z prawej strony sceny politycznej również nie jest jednomyślna. Politycy PiS przyklasnęli zmianom, wskazując, że szkoła powinna pełnić rolę nie tylko edukacyjną, ale i wychowawczą. Z kolei Konfederacja zarzuca prezydentowi „zbytnią centralizację i biurokratyzację szkoły”.
Eksperci ostrzegają
Pedagodzy i psychologowie alarmują, że zmiany mogą mieć negatywne skutki dla zdrowia psychicznego młodzieży. – Już dziś obserwujemy rosnącą liczbę przypadków depresji i wypalenia wśród uczniów. Zamiast skracać czas nauki i wprowadzać większą elastyczność, rząd idzie w kierunku dodatkowego obciążania dzieci – mówi dr Joanna Łukaszewicz, psycholożka dziecięca.
Z kolei eksperci od edukacji podkreślają, że Polska ma jedną z najdłuższych siatek godzin lekcyjnych w Europie. W krajach skandynawskich uczniowie spędzają w szkole średnio 4-5 godzin dziennie, mając więcej czasu na rozwój pozaformalny. – To paradoks – chcemy doganiać Zachód, a tworzymy model rodem z lat 80. – komentuje prof. Andrzej Radwan, ekspert od polityki oświatowej.
Rodzice szykują protesty
Już teraz w mediach społecznościowych powstają grupy i fora, na których rodzice zapowiadają bojkot nowych przepisów. W Warszawie, Gdańsku i Poznaniu planowane są manifestacje pod hasłem „Stop szkolnym eksperymentom”. Organizatorzy domagają się wycofania z reformy lub przynajmniej odłożenia jej wejścia w życie o rok, by móc ją skonsultować.
– Nie chcemy być królikiem doświadczalnym dla polityków. Edukacja naszych dzieci to nie miejsce na polityczne przepychanki – mówią przedstawiciele inicjatywy „Rodzice Razem”.
Co dalej?
Mimo krytyki, Kancelaria Prezydenta zapowiedziała, że zmiany wejdą w życie zgodnie z planem. – Rozumiemy emocje, ale wierzymy, że to krok w stronę lepszej jakości edukacji i wzmocnienia tożsamości narodowej młodego pokolenia – przekazał rzecznik prezydenta.
Równocześnie rząd zapowiedział powołanie specjalnej komisji monitorującej wdrożenie reformy. Komisja ma zbierać uwagi od rodziców, nauczycieli i samorządów i w razie potrzeby rekomendować korekty.
„Wrzesień gniewu”?
Wielu komentatorów już dziś nazywa nadchodzący miesiąc „wrześniem gniewu”. Po raz pierwszy od lat to nie ceny podręczników czy brak miejsc w przedszkolach, ale decyzje najwyższych władz mogą wywołać masowe protesty rodziców.
Niektórzy publicyści zwracają uwagę, że sprawa reformy edukacyjnej może stać się jednym z najważniejszych punktów politycznego kalendarza jesieni. – Rodzice to jedna z największych grup wyborczych. Ignorowanie ich głosu może być dla prezydenta i jego zaplecza poważnym błędem – zauważa socjolog dr Michał Celiński.
Podsumowanie
Od 1 września polskie szkoły czekają duże zmiany – dodatkowe zajęcia, wydłużone plany lekcji i nowe obowiązki dla dzieci i rodziców. Prezydent Karol Nawrocki zapewnia, że to inwestycja w przyszłość młodego pokolenia, ale tysiące rodziców odbierają to jako nieprzemyślaną ingerencję w codzienne życie rodzin.
Wrzesień dopiero się zbliża, ale już dziś wiadomo jedno: początek roku szkolnego nie będzie spokojny. A kij, który Nawrocki wbił w mrowisko, może wywołać burzę, jakiej polska edukacja nie widziała od lat.
—