Nawrocki kłamie”. Opiekunka pana Jerzego zwolniona z pracy. W oficjalny powód aż trudno uwierzyć

By | June 5, 2025

Nawrocki kłamie”. Opiekunka pana Jerzego zwolniona z pracy. W oficjalny powód aż trudno uwierzyć

Sprawa zwolnienia opiekunki społecznej, która przez wiele lat troszczyła się o pana Jerzego — seniora zmagającego się z chorobą Parkinsona i samotnością — wywołała poruszenie w mediach społecznościowych i lokalnych środowiskach. Sytuacja nabrała ogólnopolskiego rozgłosu, kiedy kobieta zdecydowała się opowiedzieć swoją historię, a organizacje obywatelskie i dziennikarze śledczy zaczęli przyglądać się kulisom jej zwolnienia. W centrum sprawy znalazł się prezes Instytutu Pamięci Narodowej, Karol Nawrocki, którego nazwisko pojawiło się w medialnych komentarzach, a jego zachowanie zostało określone przez byłą opiekunkę i jej obrońców jako manipulacyjne i niezgodne z faktami.

Co tak naprawdę wydarzyło się wokół zwolnienia opiekunki pana Jerzego? Dlaczego oficjalny powód jej odejścia budzi tyle kontrowersji? I co ma do tego wszystkiego Karol Nawrocki?

Zwykła historia z niezwykłym zwrotem akcji

Opiekunka, pani Barbara K., przez ostatnie cztery lata pracowała jako pracownik opieki społecznej w jednym z warszawskich domów pomocy środowiskowej. Jej głównym podopiecznym był pan Jerzy — były pracownik naukowy, obecnie emeryt, który z racji wieku i choroby wymagał codziennego wsparcia. Jak relacjonują sąsiedzi i inni pracownicy placówki, pani Barbara uchodziła za osobę sumienną, ciepłą i wyjątkowo oddaną swojej pracy.

Niespodziewanie, na początku maja 2025 roku, kobieta otrzymała oficjalne pismo o rozwiązaniu umowy o pracę. Powód? „Utrata zaufania w związku z naruszeniem zasad bezstronności zawodowej i upublicznieniem informacji o podopiecznym”. Zdaniem pani Barbary, to kłamstwo – a osoba, która miała wpływ na sformułowanie tego uzasadnienia, to nikt inny jak Karol Nawrocki, prezes IPN.

Kiedy opieka staje się polityką

Związek Nawrockiego ze sprawą może wydawać się nieoczywisty, ale według relacji pani Barbary, wszystko zaczęło się od rozmowy, którą przypadkowo podsłuchał sąsiad pana Jerzego. Senior – były działacz opozycji antykomunistycznej – w rozmowie z opiekunką miał rzekomo krytycznie wyrażać się na temat aktualnej polityki historycznej, prowadzonej przez IPN, oraz osobiście o prezesie Nawrockim. Kilka dni później, do domu pana Jerzego miała przybyć delegacja IPN z ofertą „pomocy historycznej i dokumentacyjnej”, co sam senior miał odebrać jako nachalną próbę instrumentalnego wykorzystania jego biografii do politycznych celów.

Pani Barbara, która była świadkiem tej sytuacji, nie kryła oburzenia i — jak mówi — poczuła się w obowiązku zasygnalizować publicznie, że starsze osoby nie powinny być wykorzystywane do politycznych kampanii wizerunkowych. Opowiedziała o sprawie jednemu z lokalnych dziennikarzy. Nie ujawniała żadnych danych osobowych pana Jerzego ani nie naruszyła tajemnicy zawodowej, a jednak – jak twierdzi – kilka dni później otrzymała telefon od przełożonej z informacją, że „ktoś bardzo wpływowy” skarżył się na nią osobiście.

Zwolnienie, które wywołało burzę

Zwolnienie pani Barbary z pracy wywołało lawinę reakcji. W sieci pojawiły się tysiące komentarzy. Organizacje społeczne, takie jak Helsińska Fundacja Praw Człowieka oraz Ogólnopolski Związek Zawodowy Pracowników Pomocy Społecznej, zaczęły zadawać pytania: dlaczego opiekunka została usunięta ze stanowiska za domniemaną “utratę zaufania”, skoro przez lata była chwalona i nagradzana? Czy rzeczywiście doszło do złamania etyki zawodowej, czy może to kara za odwagę i sprzeciw wobec nacisków?

Sama pani Barbara nie zamierza się poddawać. Złożyła pozew do sądu pracy i udzieliła kilku wywiadów, w których jasno stwierdza: „Nawrocki kłamie. Nigdy nie upolityczniłam swojej pracy. To raczej on próbował to zrobić, a ja się na to nie zgodziłam”.

Reakcja Nawrockiego i IPN

Karol Nawrocki na razie nie odniósł się osobiście do zarzutów, ale biuro prasowe IPN wydało krótkie oświadczenie, w którym stwierdzono, że „Instytut nie podejmuje działań personalnych wobec pracowników instytucji opiekuńczych i nie ingeruje w ich działalność zawodową”. Oświadczenie to zostało jednak uznane za wymijające, zwłaszcza w kontekście pojawiających się informacji o telefonach z IPN do przełożonych pani Barbary.

Niektórzy komentatorzy sugerują, że sprawa może mieć drugie dno – że chodzi nie tylko o indywidualną decyzję prezesa Nawrockiego, ale o szerszą politykę wykorzystywania symboliki historycznej w celach politycznych i medialnych. Pan Jerzy miał być rzekomo przedstawiany jako „ofiara PRL-u”, mimo że sam tego nie chciał, a jego opiekunka – jako przeszkoda na drodze do zbudowania kolejnej narracji historycznej na potrzeby instytucji.

Społeczny wymiar sprawy

Sprawa pani Barbary to przykład, jak zwykła praca opiekunki społecznej może zostać wplątana w zawiłości polityki. Pokazuje, jak cienka jest granica między misją pomocy a próbą ideologicznego podporządkowania. I jak łatwo można stracić pracę – nie za błędy zawodowe, lecz za odwagę cywilną i wierność etycznym zasadom.

Dla wielu komentatorów to również sygnał ostrzegawczy: czy żyjemy w państwie, w którym wystarczy wyrazić krytyczną opinię, by zostać uznanym za „element niepożądany”? Czy władza może bezkarnie wpływać na losy zwykłych pracowników, jeśli ci odważą się mówić prawdę?

Co dalej?

Pani Barbara zapowiada, że nie zamierza milczeć. „Chcę tylko wrócić do pracy, którą kochałam. Ale nie pozwolę też, by ktoś szargał moje dobre imię w imię polityki” – mówi. Sprawą zainteresował się również Rzecznik Praw Obywatelskich oraz kilka mediów ogólnopolskich.

Czy to wystarczy, by zmienić sytuację? Trudno powiedzieć. Pewne jest jedno: historia opiekunki pana Jerzego stanie się symbolem – walki o godność, o etykę zawodową, ale też o granice wpływu władzy na życie zwykłych ludzi.