Marta Nawrocka przerwała milczenie. Tak poznała swojego męża, Polacy będą zaskoczeni

By | May 31, 2025

Marta Nawrocka przerwała milczenie. Tak poznała swojego męża, Polacy będą zaskoczeni

Przez lata uchodziła za jedną z najbardziej tajemniczych postaci polskiego świata mediów. Obecna, ale zawsze na uboczu. Znana, lecz skromna. Niejednokrotnie pytana o życie prywatne, Marta Nawrocka unikała odpowiedzi, zbywała pytania uśmiechem lub odwoływała się do prawa do prywatności. Aż do teraz. W ostatnim wywiadzie dla magazynu „Ludzie i Życie” dziennikarka po raz pierwszy otwarcie opowiedziała o tym, jak poznała swojego męża – a historia ta, jak sama przyznała, „nie przypomina scenariusza komedii romantycznej, ale właśnie dlatego jest prawdziwa”.

Jej wyznanie już odbiło się szerokim echem. Nie tylko dlatego, że Marta Nawrocka do tej pory konsekwentnie milczała na temat życia osobistego, ale również ze względu na niezwykły bieg wydarzeń, które doprowadziły do jednego z najbardziej nietypowych spotkań w historii polskiego show-biznesu.

Spotkanie przez przypadek… albo przeznaczenie

Historia zaczyna się kilka lat temu, w środku listopadowego wieczoru, na jednym z prowincjonalnych lotnisk. Marta, zmęczona po konferencji branżowej, spóźniła się na samolot powrotny do Warszawy. Linia lotnicza zaproponowała jej nocleg w lokalnym hotelu. Rozdrażniona i zrezygnowana, ruszyła w kierunku lotniskowego autobusu. W tym samym czasie, dokładnie do tej samej taksówki, próbował wsiąść ktoś inny – mężczyzna z rozwianym szalikiem i plecakiem fotograficznym przewieszonym przez ramię.

„Zderzyliśmy się – dosłownie – przy tylnych drzwiach pojazdu. W pierwszym odruchu oboje byliśmy zirytowani. On uważał, że był pierwszy, ja uważałam, że to on nie spojrzał. Taksówkarz zaśmiał się i powiedział, że możemy jechać razem. Wyszło szybciej niż kłótnia, więc wsiedliśmy” – wspomina dziś Marta Nawrocka.

Od nieporozumienia do rozmowy

Ten mężczyzna, jak się okazało, nazywał się Aleksander i był fotografem dokumentalnym wracającym z projektu w Beskidzie Niskim. Nie znał jej nazwiska. Nie kojarzył z ekranu. I to, jak twierdzi Marta, było kluczowe.

„Rozmawialiśmy jak dwoje nieznajomych. Bez uprzedzeń, bez fałszywego tonu. On opowiadał o zdjęciach ludzi starszych, którzy zostali sami w górskich wsiach. Ja opowiedziałam o tym, jak czasem trudno jest zadać pytanie, które wydaje się oczywiste. To była pierwsza rozmowa od dawna, w której nie czułam się zawodowo oceniana. I to było dziwnie przyjemne” – mówiła w wywiadzie.

W hotelu, do którego ich odwiózł kierowca, okazało się, że mają pokoje obok siebie. Przypadek? Może. Może coś więcej. Wieczorem zeszli do hotelowej restauracji na herbatę. Rozmowa trwała do północy.

Z daleka od fleszy i kamer

Kiedy następnego dnia każde z nich wsiadło do innego samolotu, wymienili się tylko numerami telefonów. Nie było romantycznych deklaracji, nie padło słowo „zadzwoń”. Jednak kilka dni później Aleksander wysłał jej zdjęcie – portret kobiety z cerkwi w Komańczy. I krótką wiadomość: „Myślałem o tej rozmowie. Dzięki”.

Marta odpisała. Tak zaczęła się korespondencja, która trwała wiele miesięcy, zanim spotkali się ponownie. Tym razem już nie przez przypadek. Ona pojechała na jego wystawę w Lublinie. On przyjecha