
Krzyki po pytaniu o kawalerkę. Zwolennicy Nawrockiego: to już było. Kandydat PiS atakuje TVN
Podczas jednej z ostatnich debat wyborczych doszło do ostrej wymiany zdań między kandydatem Prawa i Sprawiedliwości, Karolem Nawrockim, a dziennikarzem stacji TVN. Gdy padło pytanie dotyczące tzw. „sprawy kawalerki”, atmosfera w studiu nagle się zaostrzyła. Kandydat zareagował emocjonalnie, przerywając pytanie i zarzucając prowadzącym stronniczość oraz powielanie „medialnych narracji mających na celu zdyskredytowanie jego osoby”. Zwolennicy Nawrockiego natychmiast podchwycili jego słowa, twierdząc, że temat był już wielokrotnie wyjaśniany i stanowi „polityczne polowanie”.
Ale o co dokładnie chodzi? Dlaczego kawalerka wywołuje aż takie emocje?
Sprawa, która wróciła niczym bumerang w trakcie kampanii samorządowej, dotyczy mieszkania komunalnego, które Karol Nawrocki miał użytkować w przeszłości jako prezes jednej z instytucji państwowych. Według informacji ujawnionych kilka miesięcy temu przez portal śledczy, Nawrocki miał korzystać z mieszkania przyznanego mu przez lokalny samorząd, mimo że posiadał własne nieruchomości. Opinia publiczna podzieliła się – jedni zarzucali mu nadużycie przywilejów, inni wskazywali, że nie złamał prawa, a cała sytuacja jest rozdmuchana przez media nieprzychylne PiS.
W debacie telewizyjnej dziennikarz przypomniał tę sprawę, pytając kandydata, czy „ma świadomość, że korzystanie z kawalerki na warunkach preferencyjnych budzi kontrowersje etyczne, nawet jeśli było zgodne z prawem”. To pytanie wyraźnie wyprowadziło Nawrockiego z równowagi. Zamiast odpowiedzieć merytorycznie, polityk uniósł się i zwrócił się do dziennikarza w ostrym tonie:
— Proszę pana, to już było! Wy w TVN-ie powtarzacie te same zarzuty jak mantrę. Może porozmawiajmy o programie, o tym, co chcemy zrobić dla mieszkańców? A nie o kawalerkach sprzed lat!
Po tych słowach na widowni dało się słyszeć gwizdy i okrzyki – zarówno popierające, jak i krytykujące reakcję polityka. Dziennikarz próbował wrócić do pytania, jednak kandydat PiS nie pozwolił mu dokończyć wypowiedzi. Moderator debaty próbował załagodzić sytuację, ale napięcie już zdążyło eskalować.
Reakcje w mediach społecznościowych były natychmiastowe.
Na Twitterze (obecnie X) zwolennicy Nawrockiego chwalili jego „mocną odpowiedź” i „odwagę w konfrontacji z propagandą”. Hasztagi #ToJuzBylo oraz #StopTVN błyskawicznie zaczęły trendować. Część użytkowników przywoływała wcześniejsze przypadki, w których stacja TVN miała – ich zdaniem – atakować polityków prawicy poprzez „półprawdy i sugestie”.
Z kolei krytycy zauważyli, że unikanie odpowiedzi na pytania dotyczące transparentności i etyki jest niepokojące, zwłaszcza w przypadku osoby ubiegającej się o ważny urząd publiczny. Publicystka „Gazety Wyborczej” napisała w komentarzu: „Jeśli polityk nie potrafi w spokojny sposób wytłumaczyć swojej przeszłości mieszkaniowej, to jak ma zarządzać skomplikowanymi sprawami miasta?”.
Sam Nawrocki kontynuował ofensywę w mediach społecznościowych.
Na swoim oficjalnym profilu opublikował nagranie z fragmentem debaty, opatrując je komentarzem: „Nie pozwolę na manipulacje. Mieszkanie było zgodnie z przepisami. Skupmy się na przyszłości, nie na medialnych wydmuszkach!”. W kolejnym poście zaatakował stację TVN, pisząc, że „jest to telewizja zaangażowana politycznie, która od lat prowadzi nagonkę na konserwatywnych polityków”.
Eksperci oceniają sytuację dwojako.
Z jednej strony – jak zauważa dr Ewa Kosińska z Uniwersytetu Warszawskiego – „reakcja emocjonalna Nawrockiego może trafić do twardego elektoratu PiS, który ceni bezpośredniość i walkę z mediami głównego nurtu”. Z drugiej – dodaje – „dla wyborców niezdecydowanych, zachowanie to może być sygnałem braku opanowania lub próbą ucieczki od niewygodnych pytań”.
Nie bez znaczenia jest również kontekst polityczny. Zbliżające się wybory samorządowe budzą wyjątkowe emocje, a każde potknięcie – realne lub medialne – jest natychmiast wykorzystywane przez konkurencję. Sztab Karola Nawrockiego zapewne liczy na to, że kontrowersja przełoży się na zwiększenie rozpoznawalności kandydata, szczególnie wśród młodszych wyborców, dla których konfrontacyjny styl jest atrakcyjny.
Opozycja nie czekała długo z reakcją.
Kandydat Koalicji Obywatelskiej, startujący w tym samym okręgu, napisał w mediach społecznościowych: „Panie Nawrocki, jeśli nie ma pan nic do ukrycia, to proszę pokazać dokumenty, rachunki, umowy. Polacy zasługują na przejrzystość”. Lewica również włączyła się do dyskusji, apelując o stworzenie publicznego rejestru nieruchomości wykorzystywanych przez osoby pełniące funkcje publiczne.
Czy sprawa „kawalerki” będzie miała wpływ na wyniki wyborów?
Trudno powiedzieć. Z jednej strony tematy mieszkaniowe są bardzo nośne – dotyczą każdego obywatela, budzą emocje, dotykają sprawiedliwości społecznej. Z drugiej strony, wyborcy PiS przyzwyczajeni są do medialnych ataków na swoich kandydatów i mogą postrzegać tę sytuację jako kolejny przykład „wojny informacyjnej” toczonej przez liberalne media.
Nie można jednak zapominać, że każda tego typu sytuacja zostawia ślad. Nawet jeśli kandydat wyjdzie z niej zwycięsko w oczach swoich sympatyków, dla innych może pozostać politykiem, który nie potrafił spokojnie odpowiedzieć na trudne pytanie. A w polityce – szczególnie lokalnej – wizerunek odpowiedzialnego, opanowanego lidera ma ogromne znaczenie.
Na kilka tygodni przed wyborami samorządowymi, sprawa „kawalerki” stała się symbolicznym polem bitwy między dwoma wizjami polityki: jedną, która odrzuca media jako „wrogów narodu”, i drugą, która domaga się transparentności i odpowiedzialności. W tym sporze nie chodzi już tylko o mieszkanie – chodzi o to, jakie standardy uznamy za obowiązujące w życiu publicznym