
Kogo poprze Mentzen przed drugą turą? Taką dostaliśmy odpowiedź
Wybory prezydenckie wchodzą w decydującą fazę. Po zakończeniu pierwszej tury, emocje polityczne sięgają zenitu, a cała Polska zastanawia się, jak rozłożą się głosy wyborców w drugiej rundzie starcia. Kluczowe pytanie brzmi: kogo poprze Sławomir Mentzen, lider jednej z najbardziej wyrazistych formacji politycznych ostatnich lat? Odpowiedź, jaką uzyskaliśmy, wzbudziła wiele kontrowersji, ale też pokazała charakterystyczną dla Mentzena polityczną logikę i strategię.
Mentzen, jako lider Nowej Nadziei (części Konfederacji), od lat prezentuje się jako głos sprzeciwu wobec politycznego duopolu – Prawa i Sprawiedliwości oraz Platformy Obywatelskiej. W kampaniach wyborczych konsekwentnie krytykował zarówno rządy PiS za etatyzm i rozdawnictwo, jak i opozycję za brak pomysłu na realną zmianę ustroju gospodarczego. Jego elektorat to w dużej mierze młodzi mężczyźni, przedsiębiorcy, osoby zmęczone polaryzacją życia publicznego. Właśnie dlatego poparcie z jego strony dla któregokolwiek z kandydatów drugiej tury byłoby ruchem o dużym znaczeniu – zarówno symbolicznym, jak i strategicznym.
Na konferencji prasowej, zapytany wprost o to, kogo poprze, Mentzen odpowiedział krótko: „Nie poprzemy żadnego z kandydatów. Obaj reprezentują system, z którym się nie zgadzamy.” Dodał również, że Konfederacja nie zamierza oddać „czeku in blanco” żadnej z dwóch stron politycznego konfliktu. Zamiast tego, jego partia skupi się na budowaniu własnej alternatywy – niezależnej od aktualnych układów partyjnych.
Ta odpowiedź wywołała burzę. Zarówno politycy prawicy, jak i liberalnej opozycji liczyli po cichu na to, że Mentzen „przechyli szalę” w drugiej turze. Wybory są bowiem niezwykle wyrównane, a kilka procent głosów wyborców Konfederacji może zadecydować o tym, kto zostanie nowym prezydentem. Ostatecznie jednak Mentzen postawił na neutralność – przynajmniej na poziomie oficjalnym.
Jednakże nieoficjalnie wiele wskazuje na to, że lider Konfederacji bardziej skłania się ku jednej ze stron. W wywiadzie udzielonym niezależnemu portalowi internetowemu powiedział: „Jeśli miałbym wybierać mniejsze zło, to wybiorę to, które mniej chce ode mnie zabrać.” Wielu odczytało to jako delikatną sugestię, że w starciu z kandydatem centrolewicowym, Mentzen byłby skłonny wyrazić pewną „sympatię” wobec prawicowego oponenta – pod warunkiem, że ten zobowiąże się do konkretnych działań w kierunku obniżenia podatków i deregulacji gospodarki.
W rzeczywistości problem poparcia Mentzena nie sprowadza się wyłącznie do osobistej decyzji polityka. Konfederacja to formacja zróżnicowana wewnętrznie – obejmuje zarówno narodowców, jak i wolnorynkowych libertarian. Nie brakuje w niej też polityków, którzy woleliby jawnie poprzeć kandydata prawicy, obawiając się dominacji lewicowych postulatów obyczajowych i integracji europejskiej na warunkach narzucanych przez Brukselę. Z drugiej strony, wielu młodych działaczy widzi w PiS-ie partię skompromitowaną wieloletnimi rządami i nie chce mieć z nią nic wspólnego.
Brak oficjalnego poparcia ze strony Mentzena ma też wymiar taktyczny. Gdyby otwarcie wsparł jednego z kandydatów, ryzykowałby utratę części elektoratu, który ceni go za niezależność i niechęć do kompromisów. Wybierając drogę neutralności, zachowuje kontrolę nad narracją i buduje pozycję „trzeciej siły” – formacji, która nie poddaje się presji i nie gra według reguł innych.
Warto też wspomnieć o tym, jak na decyzję Mentzena zareagowali jego wyborcy. W mediach społecznościowych pojawiły się setki komentarzy. Część internautów chwaliła lidera za konsekwencję i unikanie „wejścia w bagno politycznego kompromisu”. Inni zarzucali mu jednak brak odwagi i ucieczkę od odpowiedzialności za losy państwa. „W sytuacji zagrożenia demokracji nie można być neutralnym” – pisał jeden z komentatorów, wyraźnie sugerując, że obecna sytuacja wymaga jednoznacznych deklaracji.
Ostatecznie, decyzja Mentzena – choć formalnie neutralna – niesie ze sobą istotne polityczne konsekwencje. Po pierwsze, utrwala wizerunek Konfederacji jako formacji poza głównym nurtem, co może być atrakcyjne dla wyborców rozczarowanych tradycyjną sceną polityczną. Po drugie, komplikuje kalkulacje obu sztabów wyborczych. Zarówno kandydat prawicy, jak i kandydat opozycji muszą teraz szukać sposobu na dotarcie do niezdecydowanych wyborców, nie mogąc liczyć na jednoznaczne wsparcie ze strony trzeciej siły.
Co więcej, Mentzen zyskuje coś jeszcze – czas. Czas na obserwację, na analizę reakcji społecznych, na budowanie swojej narracji. W świecie polityki, gdzie każda deklaracja jest natychmiast oceniana, często krytykowana i eksploatowana przez media, ostrożność staje się cenną walutą. Lider Nowej Nadziei pokazuje, że rozumie ten mechanizm i wykorzystuje go do wzmocnienia swojej pozycji.
W perspektywie kolejnych wyborów parlamentarnych, strategia ta może okazać się skuteczna. Jeśli Konfederacja utrzyma swoją tożsamość i przyciągnie nowych wyborców, którzy nie czują się reprezentowani przez żadną z dominujących partii, może realnie wpłynąć na kształt przyszłego Sejmu. A wtedy, to nie Mentzen będzie musiał wybierać między kandydatami – to kandydaci będą musieli szukać jego poparcia.