Katastrofa polskiej kadry na MŚ w Trondheim. To musiało się tak skończyć

By | March 1, 2025

Dwa lata temu na MŚ w Planicy polskie skoczkinie zajęły w konkursie drużynowym dziewiąte miejsce. Na dziesięć startujących ekip. W 2021 roku na MŚ w Oberstdorfie nasz damski zespół był siódmy w 12-zespołowej stawce. Już wtedy byliśmy rozczarowani, że polskie skoki kobiet się nie rozwijają, że panuje w nich marazm, że trener Łukasz Kruczek nie potrafł osiągać z kadrą znaczących wyników i przez to cała dyscyplina nie trafia do wyobraźni dziewczynek w kraju w takim stopniu, w jakim przebija się do serc chłopców dzięki licznym sukcesom Kamila Stocha, Piotra Żyły i Dawida Kubackiego. Ale dziś jeszcze gorzej, niż było wtedy.

Zobacz wideo
Kamil Stoch nie leci na MŚ! Koniec pięknej kariery? “Nie dał sportowych argumentów”
Cztery lata temu Polki miały siódme miejsce wśród 12 drużyn, a dziś w również 12-zespołowej stawce potrafiły pokonać tylko ekipę Kazachstanu. Tak naprawdę niewiele brakowało, a teraz na MŚ w Trondheim w ogóle Polki w drużynówce by nie wystartowały.

Dla Polek to sukces, że w ogóle wystartowały
Na MŚ w Seefeld w 2019 roku, czyli na pierwszych w historii z udziałem Polek, w takich zawodach nie mieliśmy żadnych emocji, bo wtedy wysłaliśmy na mistrzostwa tylko dwie zawodniczki: Kamilę Karpiel i Kingę Rajdę. Dziś już żadna z nich nie skacze. W ogóle mamy tak ubogą kadrę, że w Trondheim wystawiamy po trzy zawodniczki do kwalifikacji konkursów indywidualnych, a drużynę zestawiliśmy tylko dzięki temu, że pomogła Joanna Kil, na co dzień dwuboistka. A że w tym dwuboju jej lepszą stroną jest bieganie, a nie skakanie, to za dużo wynikowo nie pomogła.

Belka w zawodach skoczkiń jest ustawiona o jakieś 15 pozycji niżej niż u nas, także już po serii próbnej wiedziałam, że nic z tego nie będzie – mówiła Kil na gorąco reporterowi Eurosportu, Kacprowi Merkowi. W serii próbnej Kil skoczyła 59 metrów i była ostatnia, razem z pięcioma innymi zawodniczkami, w tym ze wszystkimi Kazaszkami. One, Kil i jedna Czeszka, Klara Ulrichowa, miały w serii próbnej zerowe noty. W konkursie Kil wylądowała jeszcze bliżej – na 57,5 metra – i tym razem wniosła jakieś punkty do noty drużyny tylko dzięki temu, że w zawodach do noty ogólnej dochodzą oceny od sędziów, za styl. Ale 26,2 pkt Joanny Kil to była nota lepsza tylko od dwóch Kazaszek – Ruljowej o zaledwie 1,3 pkt i Szyszkiny o 4,8 pkt.

Już ten pierwszy skok Kil potwierdził nam to, co wiedzieliśmy nawet jeszcze przed serią próbną – że to się nie może udać, że nasza drużyna nie będzie w stanie zrobić nic więcej niż zająć przedostatniego miejsca.

Nie miało większego znaczenia to, że Pola Bełtowska skoczyła o wiele dalej niż Kil – 77 metrów, nota 63,7 pkt. Ani to, że Nicole Konderla uzyskała podobny wynik do Bełtowskiej – 76,5 metra i 62,3 pkt. To było dużo za mało, żeby liderka kadry Anna Twardosz miała o co i z kim powalczyć. Nasza jedyna zawodniczka z piątkowego konkursu indywidualnego (Bełtowska i Konderla się do niego nie zakwalifikowały) w nim była 29., a teraz w drużynówce znów pokazała, że zdecydowanie przerasta swoje koleżanki – skoczyła 84,5 metra i uzyskała notę 86,7 pkt. Indywidualnie miała 23. wynik w pierwszej serii, w której wystartowało 48 zawodniczek. Ale w sumie dało to Polsce tylko 238,9 pkt. To nota tak słaba, że sklasyfikowane na dziesiątym miejscu Czeszki były lepsze o prawie 30 punktów, a do top 8 (ósme na półmetku są Amerykanki), czyli do wejścia do drugiej serii brakowało nam aż 60 punktów.