Karol Nawrocki o poranku uderzył w Tuska. Kompletnie się nie hamował, dosadne słowa

By | June 1, 2025

Karol Nawrocki o poranku uderzył w Tuska. Kompletnie się nie hamował, dosadne słowa

Wypowiedzi publiczne prezesa Instytutu Pamięci Narodowej, Karola Nawrockiego, nie należą do tych, które przechodzą bez echa. Tym razem jednak jego słowa odbiły się szczególnie głośnym echem w mediach i wśród komentatorów życia publicznego. W porannej rozmowie w jednej ze stacji radiowych Nawrocki nie tylko ostro skrytykował premiera Donalda Tuska, ale też użył języka, który – jak twierdzą niektórzy – przekracza granice instytucjonalnej powściągliwości.

Zaskakująca ostrość

Poranne wypowiedzi Nawrockiego dotyczyły przede wszystkim polityki historycznej prowadzonej przez obecny rząd. Już od kilku tygodni trwa ostry spór pomiędzy Instytutem Pamięci Narodowej a nowym kierownictwem Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, które podjęło próbę ograniczenia wpływu IPN na niektóre instytucje muzealne. Nawrocki, zapytany o ocenę tej polityki, nie przebierał w słowach. „Donald Tusk nie ma pojęcia o historii, a jego rządy to czas demontażu polskiej pamięci narodowej. On nie rozumie, czym jest tożsamość Polaków, bo zawsze patrzył bardziej na Brukselę niż na Warszawę” – powiedział bez cienia dyplomacji.

„Tusk to człowiek oderwany od polskości”

Najbardziej komentowaną częścią wypowiedzi prezesa IPN były jednak słowa o „oderwaniu Tuska od polskości”. Nawrocki stwierdził, że premier „nie ma kontaktu z realiami historycznymi Polski”, że „nie zna cen krwi przelanej za niepodległość” i że „woli pisać listy do kanclerzy niemieckich niż dbać o pamięć żołnierzy Armii Krajowej”. Tego typu sformułowania natychmiast trafiły na czołówki serwisów internetowych i stały się przedmiotem gorących debat w mediach społecznościowych.

Komentatorzy zauważają, że Nawrocki nie tylko wszedł na grunt polityki partyjnej, ale zrobił to w sposób wyjątkowo agresywny. Wielu przypomina, że jako prezes instytucji państwowej, której statutowo przypisana jest niezależność od bieżących sporów politycznych, powinien zachowywać znacznie większą neutralność. Jego słowa zostały odczytane jako kolejny etap ideologicznego starcia o to, kto ma prawo definiować polską tożsamość.

Reakcje opozycji i środowisk akademickich

Wypowiedź Nawrockiego wywołała natychmiastowe reakcje ze strony polityków koalicji rządzącej. Posłowie Koalicji Obywatelskiej, Polski 2050 i Lewicy zarzucili mu złamanie zasady bezstronności urzędniczej oraz naruszenie godności urzędu. „Karol Nawrocki zachowuje się nie jak prezes instytutu naukowego, ale jak partyjny agitator. To nie są słowa badacza historii, lecz politycznego pamflecisty” – skomentował Bartłomiej Sienkiewicz, były minister kultury.

Także środowiska naukowe i akademickie nie pozostawiły na Nawrockim suchej nitki. Profesor Anna Wolff-Powęska, znana politolożka i badaczka stosunków polsko-niemieckich, stwierdziła, że „tego typu język dewaluuje sens debaty historycznej i przenosi ją na poziom propagandy”. Inni naukowcy domagają się publicznych przeprosin oraz przypomnienia prezesowi IPN, że jego urząd powinien służyć wspólnej pamięci narodowej, a nie jednej partii.

Obrońcy Nawrockiego: „mówi prawdę, której boi się Tusk”

Z drugiej strony nie zabrakło głosów broniących prezesa IPN. W mediach prawicowych, takich jak Gazeta Polska, Sieci czy Do Rzeczy, pojawiły się liczne komentarze wychwalające odwagę Nawrockiego. Publicysta Piotr Zaremba napisał: „Nawrocki powiedział to, co wielu Polaków myśli od lat. Tusk konsekwentnie marginalizował historię i wstydził się narodowej tożsamości”. Również niektórzy politycy opozycji pozaparlamentarnej, jak Konfederacja, stanęli po stronie prezesa IPN, twierdząc, że „wreszcie ktoś nazwał rzeczy po imieniu”.

Dla środowisk patriotycznych i kombatanckich Nawrocki pozostaje bohaterem, który odważnie broni polskiego dziedzictwa przed „kosmopolitycznym atakiem elit liberalnych”. W liście otwartym opublikowanym przez Związek Żołnierzy Armii Krajowej czytamy: „Prezes Nawrocki to jedyny urzędnik, który nie boi się mówić prawdy o Tusku. Jesteśmy z nim”.

Kontekst polityczny: historia jako narzędzie walki

Ostra retoryka Nawrockiego wpisuje się w szerszy trend wykorzystywania historii jako instrumentu walki politycznej. W ostatnich latach IPN – instytucja powołana do badania i dokumentowania historii Polski XX wieku – coraz częściej pełni funkcję ideologiczną. Szczególnie za rządów Zjednoczonej Prawicy IPN był postrzegany jako bastion tzw. polityki historycznej, mającej wzmacniać narodową dumę i eliminować z debaty tematy uznawane za niewygodne lub „niepatriotyczne”.

Po objęciu władzy przez Donalda Tuska i powołaniu nowego rządu, relacje między IPN a władzą wykonawczą stały się jeszcze bardziej napięte. Nowy rząd zapowiedział „demokratyzację” instytucji publicznych, w tym rewizję działalności IPN i możliwe zmiany kadrowe. W tym kontekście wypowiedzi Nawrockiego można odczytywać jako próbę obrony swojej pozycji oraz przygotowanie gruntu pod ewentualną konfrontację instytucjonalną.

Czy przekroczono granicę?

Zarówno zwolennicy, jak i przeciwnicy Nawrockiego zgadzają się co do jednego: poranne słowa prezesa IPN miały charakter przełomowy. Dotąd bowiem Nawrocki, mimo częstych wystąpień w mediach, starał się zachowywać przynajmniej pozory instytucjonalnej neutralności. Tym razem jednak nie tylko wyraził pogląd, ale w sposób otwarty i emocjonalny zaatakował głowę rządu.

Dla wielu obserwatorów to moment, w którym polityzacja instytucji publicznych osiągnęła nowy poziom. W opinii niektórych komentatorów może to skutkować dalszymi krokami – być może nawet próbą odwołania Nawrockiego z funkcji prezesa IPN. Z drugiej strony, takie posunięcie może zostać wykorzystane przez obóz prawicowy jako dowód na „czystki ideologiczne” w instytucjach państwowych.

Co dalej?

Wypowiedź Karola Nawrockiego z poranka, który już teraz określany jest przez niektóre media jako „czarny poniedziałek IPN”, stanie się zapewne punktem odniesienia dla kolejnych tygodni politycznego sporu o historię. Niezależnie od tego, czy zostanie on pociągnięty do odpowiedzialności, czy też pozostanie na stanowisku, jasne jest jedno – historia, zamiast być przestrzenią dialogu i refleksji, staje się coraz bardziej narzędziem ostrej walki o wpływy.