
Jarosław Kaczyński, prezes Prawa i Sprawiedliwości, znów stanął w centrum medialnego zainteresowania po tym, jak odniósł się do kolejnych doniesień dotyczących Marka Nawrockiego – jednego z ważnych współpracowników obozu Zjednoczonej Prawicy, którego nazwisko ostatnio pojawia się w kontekście kontrowersji politycznych i naukowych. W swojej wypowiedzi Kaczyński nie tylko bronił Nawrockiego, ale także przywołał tajemnicze „amerykańskie badania”, które – jak twierdzi – potwierdzają jego wersję wydarzeń. Co kryje się za tymi słowami i jaka jest szersza perspektywa tej sprawy?
Kim jest Marek Nawrocki?
Marek Nawrocki to postać, która przez lata pozostawała na drugim planie polityki, choć miał istotny wpływ na kształtowanie się zaplecza intelektualnego Prawa i Sprawiedliwości. Jest doktorem socjologii, wykładowcą akademickim, a jednocześnie bliskim doradcą PiS w zakresie strategii społecznej i komunikacji. Przez lata był łącznikiem między partią a środowiskami naukowymi i eksperckimi, promując narrację zbieżną z konserwatywnymi wartościami ugrupowania.
W ostatnich miesiącach Nawrocki znalazł się jednak pod ostrzałem mediów i opozycji po serii publikacji sugerujących, że część jego badań i wypowiedzi publicznych miała charakter manipulacyjny. Zarzuca się mu między innymi niewłaściwe wykorzystanie danych statystycznych, a także rzekome kontakty z podmiotami lobbystycznymi, które mogły wpływać na jego opinie naukowe i ekspertyzy zamawiane przez państwo.
Doniesienia, które wywołały burzę
Sprawa rozgorzała na nowo po publikacji dziennika „Rzeczpospolita”, który opisał, że Nawrocki miał powoływać się w swoich ekspertyzach na nieistniejące lub zmanipulowane badania naukowe. W szczególności chodziło o raporty rzekomo pochodzące z amerykańskich instytucji badawczych, które miały wspierać kontrowersyjne tezy dotyczące np. wpływu migracji na bezpieczeństwo publiczne w Europie Środkowej.
Według śledztwa dziennikarskiego, dokumenty te nie są dostępne w żadnych publicznych rejestrach naukowych, a niektóre przypisywane autorom z USA prace miały cechy generowanych komputerowo materiałów lub tzw. „papierów duchów” (ghost papers), które nigdy nie zostały opublikowane w renomowanych czasopismach naukowych.
Reakcja opozycji
Opozycja natychmiast wykorzystała temat jako kolejny dowód na – ich zdaniem – systemową erozję standardów naukowych i etycznych w instytucjach współpracujących z rządem PiS. Posłowie Koalicji Obywatelskiej, Polski 2050 i Lewicy zgodnie domagali się wyjaśnień oraz dymisji Nawrockiego z funkcji doradcy rządowego. Niektórzy politycy wprost nazwali go „fałszywym prorokiem nauki” i „architektem propagandy”.
Donald Tusk w swoim wpisie na platformie X (dawny Twitter) napisał:
> „Gdy fałszywe ekspertyzy stają się podstawą decyzji rządowych, państwo przestaje być racjonalne. Kaczyński powinien wytłumaczyć się z tego, kto i dlaczego opiera władzę na kłamstwie.”
Kaczyński wychodzi na scenę
Wobec narastającej presji, głos zabrał Jarosław Kaczyński. Podczas konferencji prasowej zorganizowanej w siedzibie partii przy Nowogrodzkiej, prezes PiS odniósł się do sprawy w charakterystycznym dla siebie tonie – łącząc elementy obrony, ataku i teorii szerszego spisku.
Kaczyński powiedział:
> „Pan Nawrocki to człowiek ogromnej wiedzy, lojalności i rzetelności naukowej. Atak na niego to element szerszej operacji mającej na celu zdyskredytowanie całego środowiska eksperckiego, które nie zgadza się na ideologiczną dyktaturę liberalnych elit. A jeśli chodzi o badania, to mogę państwu powiedzieć, że istnieją poważne amerykańskie studia, które potwierdzają jego tezy. Tyle że nie są one dostępne dla każdego – bo nie wszystko, co ważne, publikuje się w gazetach.”
Tym samym Kaczyński zasugerował, że istnieją „tajne” lub niepublikowane oficjalnie źródła potwierdzające wiarygodność Nawrockiego – choć nie podał konkretnych nazw instytucji, autorów, ani dat publikacji.
„Amerykańskie badania” – co to może oznaczać?
Wzmianka o „amerykańskich badaniach” stała się niemal natychmiast przedmiotem drwin, ale też zainteresowania mediów i ekspertów. Niektórzy komentatorzy zwracają uwagę, że w przeszłości PiS wielokrotnie powoływało się na badania zagraniczne – często wyrwane z kontekstu – aby uwiarygodnić swoje polityki. Przykładem mogą być interpretacje raportów Fundacji Heritage czy Brookings Institution dotyczących polityki rodzinnej lub obronnej, które PiS przedstawiało jako „potwierdzenie skuteczności rządu”.
W tym przypadku jednak brakuje jakichkolwiek śladów, by wspomniane przez Kaczyńskiego „amerykańskie badania” rzeczywiście istniały. Eksperci zwracają uwagę, że powoływanie się na niepubliczne, anonimowe źródła w debacie naukowej to praktyka nie do przyjęcia.
Dr hab. Małgorzata Król z Uniwersytetu Warszawskiego komentuje:
> „Nauka opiera się na transparentności. Jeśli ktoś mówi, że ma badania, ale nie może ich pokazać, to znaczy, że ich nie ma albo nie są one nauką, lecz propagandą.”
Dlaczego Kaczyński broni Nawrockiego?
Z perspektywy politycznej, obrona Nawrockiego przez Kaczyńskiego ma szerszy wymiar. Nawrocki był jednym z autorów wielu koncepcji społecznych, które PiS wprowadzało w życie – od programów prorodzinnych, przez kampanie informacyjne dotyczące zagrożeń zewnętrznych, aż po strategię walki z tzw. „ideologią gender”. Jego usunięcie mogłoby oznaczać nie tylko porażkę personalną, ale też delegitymizację całego segmentu intelektualnego zaplecza PiS.
Dla Kaczyńskiego to także moment próby – pokazania, że partia nie ulega naciskom mediów, a także utrzymania lojalności wśród osób, które przez lata służyły partii z zaplecza.
Społeczny odbiór
W mediach społecznościowych reakcje były mieszane, choć z wyraźną przewagą krytyki. Internauci kpili z „amerykańskich badań z Nowego Targu” i zestawiali wypowiedź Kaczyńskiego z wcześniejszymi kuriozalnymi momentami politycznymi, jak „zamach na prezydenta z mgłą smoleńską” czy „dwie wieże na Srebrnej”.
Jednocześnie część komentatorów prawicowych podkreślała, że opozycja także często powołuje się na zagraniczne źródła bez dokładnego sprawdzenia ich autentyczności. Dla nich sprawa Nawrockiego to kolejny przejaw walki ideologicznej i medialnej nagonki na każdego, kto nie wpisuje się w liberalno-lewicowy konsensus.
Co dalej?
Najprawdopodobniej sprawa Marka Nawrockiego będzie miała swój dalszy ciąg. Z jednej strony opozycja zamierza zgłosić wniosek o zbadanie powiązań jego ekspertyz z decyzjami rządowymi przez Najwyższą Izbę Kontroli. Z drugiej – PiS raczej nie wycofa się ze swojego poparcia dla niego, chyba że pojawią się jednoznaczne dowody na fałszowanie danych lub celowe wprowadzanie opinii publicznej w błąd.
Sam Nawrocki na razie milczy. Jego biuro przesłało jedynie krótkie oświadczenie do redakcji TVN24, w którym stwierdza, że „wszystkie materiały źródłowe dostępne są dla instytucji uprawnionych i zainteresowanych rzetelną debatą”.
Podsumowanie
Wypowiedź Jarosława Kaczyńskiego o „amerykańskich badaniach” to kolejny przykład na to, jak w Polsce nauka i polityka krzyżują się w przestrzeni publicznej, często w sposób nieprzejrzysty i budzący kontrowersje. Sprawa Nawrockiego pokazuje, jak łatwo ekspertyza może zostać wykorzystana jako narzędzie legitymizacji politycznych decyzji, niezależnie od jej faktycznej wartości naukowej.
Czy rzeczywiście istniały jakiekolwiek badania zza oceanu wspierające jego tezy – czy też jest to tylko kolejny mit polityczny, który ma cementować narrację obozu rządzącego? Na razie nie ma twardych dowodów. Ale jedno jest pewne – temat będzie żył długo i wpłynie na sposób, w jaki Polacy patrzą na związki między nauką a władzą.