Byliśmy w najbiedniejszej gminie w Polsce. “Trzaskowski zdobędzie u nas najwyżej kilkadziesiąt głosów”

By | May 15, 2025

Byliśmy w najbiedniejszej gminie w Polsce. “Trzaskowski zdobędzie u nas najwyżej kilkadziesiąt głosów”

Gdy jechaliśmy do tej gminy, droga zdawała się prowadzić donikąd. Wokół rozciągały się pola, niektóre dawno nieuprawiane, inne zbożem ledwie zakiełkowanym. Stare, zniszczone tablice informacyjne, powykrzywiane przystanki autobusowe, zapadnięte dachy stodół – wszystko to przypominało, że jesteśmy daleko od metropolii. Tu czas płynie inaczej. Miejscowość liczy niespełna dwa tysiące mieszkańców, a bezrobocie sięga 30 procent. To miejsce, gdzie wielu ludzi żyje z dnia na dzień, licząc na zasiłek, pomoc społeczną albo po prostu szczęście.

Pani Helena, 68 lat, mieszka w drewnianym domu, który pamięta jeszcze czasy jej dziadków. – My tu nie mamy łatwo – mówi, poprawiając chustkę na głowie. – Mąż umarł dziesięć lat temu, dzieci wyjechały do Niemiec, zostałam sama. Mam sześćset złotych emerytury, trochę warzyw z ogródka i dwie kury. Żyję z tego, co mi się uda zaoszczędzić. – Na wybory chodzi? – pytamy. – Oczywiście, głosować trzeba. Ale nie na takich jak ten… jak on tam? Trzaskowski? – Kobieta uśmiecha się ironicznie. – Co on może wiedzieć o naszym życiu?

W gminie dominuje starsze pokolenie. Młodzi wyjechali – do Warszawy, do Krakowa, do Londynu. Zostali ci, którzy nie mają dokąd pójść. Praca? W okolicy działa jedna większa firma, która zatrudnia kilkanaście osób. Pozostali kombinują – zbierają złom, dorabiają przy sezonowych robotach rolnych albo pracują „na czarno” w pobliskich miasteczkach.

Wójt gminy, pan Kazimierz, rządzi tu od ponad dekady. – Nasza sytuacja nie jest łatwa. Nie mamy wpływów z podatków, młodzież ucieka, infrastruktura się sypie. Staramy się pozyskać fundusze unijne, ale procedury są skomplikowane, a kadra w urzędzie skromna. Robimy, co możemy – tłumaczy. – A co z polityką ogólnopolską? – pytamy. – Ludzie tu są bardzo przywiązani do tradycji. Dla nich ważne są wartości: Bóg, rodzina, ojczyzna. A Trzaskowski? Przepraszam, ale to nie jest człowiek, który do nich przemawia.

W pobliskim sklepie spożywczym, który pełni też funkcję lokalnego centrum informacji, spotykamy kilku mężczyzn. Rozmawiają o pogodzie, cenach paliwa i… wyborach. – U nas to wiadomo, jak głosujemy – mówi jeden z nich. – Jakby Trzaskowski tu przyjechał, to by się zdziwił. Może by z dziesięć głosów dostał, może dwadzieścia. Ludzie go nie chcą. Bo co on wie o naszej biedzie?

Dlaczego tak mało ludzi w tej gminie popiera opozycję? To pytanie zadaliśmy kilku osobom. Odpowiedzi się powtarzały: “Bo on nie nasz”, “Bo nie rozumie wsi”, “Bo ciągle mówi o Unii, LGBT i jakichś sprawach, które nas nie dotyczą”. Tu nie chodzi tylko o politykę – chodzi o tożsamość. Dla wielu mieszkańców Warszawa to inny świat. A prezydent Warszawy? To ktoś z tego świata – obcego, niezrozumiałego, czasem wrogiego.

Sołtys jednej z wiosek mówi wprost: – Trzaskowski nie ma tu szans, bo on nie mówi naszym językiem. Ludzie chcą prostych obietnic, konkretnych działań. A nie wykładów o demokracji i prawach człowieka. Oni chcą wiedzieć, czy będzie lepsza droga, czy będzie lekarz w przychodni, czy dzieci będą miały szkołę blisko domu.

W gminnym ośrodku kultury wiszą jeszcze plakaty sprzed ostatnich wyborów. Kandydaci jednej strony są dobrze znani – bywali tu, rozmawiali z ludźmi, organizowali spotkania. Kandydaci drugiej strony – jakby znikąd. – Opozycja u nas nie inwestuje – mówi jeden z urzędników. – A potem się dziwią, że przegrywają. Tu nie wystarczy pokazać się w telewizji. Trzeba przyjechać, posłuchać, zrozumieć.

W małej szkole podstawowej dzieci jest coraz mniej. Pani dyrektor, zaniepokojona, pokazuje dane: w ciągu dziesięciu lat liczba uczniów spadła o połowę. – Co będzie za pięć lat? Nie wiem. Może nas zamkną. A rodzice? Nie mają jak zawieźć dzieci do większego miasta. Autobus jeździ raz dziennie, a i to nie zawsze punktualnie.

W kościele na niedzielnej mszy pełno ludzi. Ksiądz mówi o solidarności, o potrzebie wspierania się nawzajem. – Wspólnota to nasze wszystko – mówi. – Bez niej znikniemy. A wybory? Tu ludzie słuchają, co mówi proboszcz. I jeśli mówi, że trzeba głosować na tych, co bronią wartości, to oni tak zrobią.

Wieczorem siadają w domach przed telewizorem. Oglądają wiadomości, często tylko z jednej stacji. – Nie wierzę tym z Warszawy – mówi starszy pan, pan Stanisław. – Oni mają swoje interesy. Nas zapomnieli. Tylko przyjeżdżają po głosy, a potem ich nie ma. A ten Trzaskowski to co? Elegancki, wykształcony, mówi płynnie po angielsku. I co z tego?

W tej najbiedniejszej gminie w Polsce nie chodzi tylko o pieniądze. Chodzi o poczucie, że ktoś ich słucha, że ktoś ich szanuje. A tego tu brakuje. – Głosuję na tych, którzy nas nie zostawili – mówi pani Helena. – A pan Trzaskowski? Może by kiedyś przyjechał. Zobaczył, jak tu naprawdę jest. Może wtedy dostałby więcej niż kilkadziesiąt głosów

Leave a Reply