Byliśmy w bloku, w którym trzymano 11-letnią Patrycję. Sąsiedzi są oburzeni

By | May 15, 2025

Byliśmy w bloku, w którym trzymano 11-letnią Patrycję. Sąsiedzi są oburzeni

Sprawa 11-letniej Patrycji wstrząsnęła całą Polską. Dziewczynka była przez kilka dni przetrzymywana w jednym z bloków mieszkalnych na warszawskim Targówku. Po interwencji policji dziecko zostało uwolnione, a osoba odpowiedzialna za jej uwięzienie trafiła do aresztu. Wciąż nieznane są wszystkie okoliczności tej dramatycznej sytuacji, ale jedno jest pewne — mieszkańcy budynku, w którym rozegrały się te wydarzenia, są głęboko poruszeni i nie kryją oburzenia. Nasza redakcja odwiedziła blok, aby porozmawiać z sąsiadami, którzy – jak mówią – wciąż nie mogą uwierzyć, że coś takiego mogło wydarzyć się tuż obok nich.

„To wyglądało na zwykłe mieszkanie”

Budynek, w którym doszło do uwięzienia dziewczynki, nie wyróżnia się niczym szczególnym. Czteropiętrowy blok z lat 80., z odnowioną elewacją i zwykłą klatką schodową. Mieszkańcy znają się z widzenia, mijają się codziennie w windzie, na osiedlowym placu zabaw, czasem zamienią kilka słów w kolejce do sklepu. Nic nie wskazywało na to, że w jednym z mieszkań rozgrywa się dramat.

– W życiu bym się nie spodziewała, że coś takiego dzieje się w naszej klatce. To ciche mieszkanie, nigdy nie było tam głośno, żadnych krzyków, żadnych podejrzanych odgłosów – mówi pani Jadwiga, emerytka mieszkająca dwa piętra wyżej. – Aż mnie ciarki przechodzą, jak sobie pomyślę, że ta biedna dziewczynka była tak blisko, a nikt o niczym nie wiedział.

„Była cicha, nie wychodziła”

Jak udało nam się ustalić, dziewczynka była przetrzymywana przez 37-letniego mężczyznę, który wprowadził się do mieszkania niecały rok temu. Według sąsiadów był osobą zamkniętą w sobie, rzadko nawiązywał kontakty i unikał rozmów.

– Zawsze chodził z opuszczoną głową. Nie odzywał się. Czasem tylko mijał nas na schodach, ale nawet „dzień dobry” nie mówił – opowiada pan Tomasz, mieszkający naprzeciwko. – Nikt się z nim nie przyjaźnił. A teraz okazuje się, że przez kilka dni trzymał dziecko pod kluczem. To jest niepojęte.

Z relacji świadków wynika, że Patrycja była widziana tylko raz – przez sąsiadkę z parteru.

– Wydawało mi się, że to jego siostrzenica. Siedziała na balkonie, ale taka była jakaś przygaszona. Jakby się bała – wspomina kobieta. – Teraz wiem, że coś było nie tak, ale wtedy… kto by przypuszczał?

Interwencja policji i dramatyczne odkrycie

Policja wkroczyła do mieszkania po anonimowym zgłoszeniu. Według informacji z Komendy Stołecznej Policji, funkcjonariusze zastali Patrycję wystraszoną, odwodnioną i głodną. Dziewczynka została natychmiast przewieziona do szpitala, gdzie udzielono jej niezbędnej pomocy medycznej i psychologicznej.

– Stan dziewczynki był stabilny, ale wymagała troski i opieki – poinformował rzecznik szpitala dziecięcego na ul. Niekłańskiej. – Obecnie przebywa w placówce opiekuńczej, a jej sytuacja prawna jest wyjaśniana przez sąd rodzinny.

Mężczyzna, który ją przetrzymywał, został zatrzymany. Jak ustalili śledczy, nie był spokrewniony z Patrycją. Motywy jego działania nie zostały jeszcze oficjalnie ujawnione.

Sąsiedzi: „Gdzie była czujność?”

W rozmowach z mieszkańcami bloku powraca jedno pytanie – jak to możliwe, że nikt nie zauważył dramatu dziecka? Czy można było temu zapobiec?

– Mamy monitoring, mamy domofony, ludzie patrzą przez judasze, ale nikt nic nie widział. To przerażające – mówi pan Edward, mieszkaniec z drugiego piętra. – Może to sygnał, że musimy być bardziej uważni? Czasem drobna rzecz może uratować czyjeś życie.

Niektórzy mają też pretensje do administracji budynku.

– W ogóle nie interesowali się, kto tu mieszka, kto się wprowadza. Człowiek zamyka się z dzieckiem, nikt nie pyta, nikt nie sprawdza. A potem tragedia – mówi pani Renata z klatki obok.

Szkoła milczy, rodzina pod opieką psychologów

Patrycja, jak się dowiedzieliśmy, uczęszczała do szkoły podstawowej w innej dzielnicy Warszawy. Dyrekcja nie komentuje sprawy, zasłaniając się dobrem dziecka.

– Jesteśmy w stałym kontakcie z kuratorium i służbami opiekuńczymi. Cała sytuacja jest dla nas ogromnym szokiem – powiedziała lakonicznie rzeczniczka placówki.

Rodzina dziewczynki została objęta pomocą psychologiczną. Według ustaleń dziennikarzy, Patrycja uciekła z domu dzień przed porwaniem. Szczegóły tego, jak doszło do spotkania z porywaczem, są przedmiotem śledztwa.

Społeczność wstrząśnięta

Osiedle, dotąd spokojne i ciche, teraz żyje tylko tą jedną sprawą. Mieszkańcy zastanawiają się, czy mogli zareagować wcześniej. Czy dało się rozpoznać znaki? Czy byli zbyt obojętni?

– To jest przestroga dla nas wszystkich – mówi pan Marian, który od 30 lat mieszka w tym bloku. – Żeby nie zamykać oczu na to, co się dzieje obok. Może gdyby ktoś wcześniej zapukał do tych drzwi…

Na klatce pojawiły się kartki z hasłami: „Nie bądź obojętny!”, „Reaguj, kiedy widzisz krzywdę dziecka”, „Nie tłumacz się, że to nie twoja sprawa”. Wspólnota mieszkaniowa zwołała nadzwyczajne zebranie, na którym omawiano m.in. zainstalowanie dodatkowego monitoringu i procedury zgłaszania niepokojących sytuacji.

Śledztwo trwa, pytań coraz więcej

Prokuratura zapowiada, że sprawa jest rozwojowa i nie wyklucza dalszych zatrzymań. Śledczy próbują ustalić, czy mężczyzna działał sam, czy ktoś mu pomagał. Trwa analiza danych z kamer osiedlowych, telefonów komórkowych i komputerów.

– Musimy wiedzieć, czy nie mamy do czynienia z szerszym procederem – podkreśla jeden z prokuratorów.

Tymczasem 11-letnia Patrycja dochodzi do siebie w bezpiecznym miejscu. Przed nią długa droga do odzyskania poczucia bezpieczeństwa i normalności. A przed nami wszystkimi – refleksja: jak wiele jeszcze zła może dziać się tuż za ścianą, za zamkniętymi drzwiami.

Leave a Reply