
To, co wydarzyło się tamtego dnia w studiu telewizyjnym, zaskoczyło nie tylko widzów, ale przede wszystkim samego Krzysztofa Bosaka. Choć polityka często bywa nieprzewidywalna, rzadko zdarza się, by na oczach milionów doszło do sytuacji tak jawnie ukazującej podziały, napięcia i nieporozumienia w obrębie jednej formacji politycznej. A jednak – Sławomir Mentzen, lider Nowej Nadziei i jeden z najbardziej rozpoznawalnych twarzy Konfederacji, zdecydował się na ruch, który wstrząsnął nie tylko współprowadzącym z nim kampanię Bosakiem, ale całą sceną polityczną.
Wszystko zaczęło się w trakcie porannego programu publicystycznego, transmitowanego na żywo w jednej z ogólnopolskich stacji telewizyjnych. Tematem rozmowy miały być zbliżające się wybory do Parlamentu Europejskiego, strategie wyborcze poszczególnych ugrupowań oraz potencjalne koalicje. W studiu zasiedli politycy reprezentujący różne partie, w tym dwójka liderów Konfederacji – Mentzen i Bosak. Początkowo rozmowa przebiegała spokojnie, choć nie obyło się bez typowych uszczypliwości ze strony przedstawicieli opozycji i rządzących. Jednak nikt nie spodziewał się, że to właśnie Konfederacja stanie się głównym tematem tego programu – i to nie z powodu swojej kampanii, ale dramatycznego zwrotu akcji.
W pewnym momencie, na pytanie prowadzącego dotyczące przyszłości ugrupowania i możliwego rozszerzenia koalicji o inne środowiska wolnościowe, Mentzen – ku zaskoczeniu wszystkich – oświadczył, że zamierza samodzielnie wystartować w wyborach do europarlamentu, tworząc osobny komitet wyborczy. Widzowie zamarli. Bosak – który dotąd z równym zaangażowaniem co Mentzen promował wspólną linię polityczną Konfederacji – spojrzał na niego z niedowierzaniem. Kamera uchwyciła tę chwilę – lekko rozchylone usta, zmarszczone brwi, wzrok zdradzający nie tylko zdziwienie, ale wręcz poczucie zdrady.
W studiu zapadła krótka cisza, którą przerwał prowadzący, dopytując, czy to oznacza definitywny rozłam w Konfederacji. Mentzen uśmiechnął się tylko chłodno i powiedział, że „nadszedł czas na nową jakość w polityce” oraz że „polityczne kalkulacje muszą czasem ustąpić miejsca autentycznym przekonaniom”. Tego typu sformułowania mogłyby brzmieć szlachetnie, gdyby nie fakt, że jeszcze kilka dni wcześniej Mentzen wspólnie z Bosakiem prezentował jedność i siłę Konfederacji na jednej z największych konwencji programowych ugrupowania.
Dla Krzysztofa Bosaka była to bez wątpienia sytuacja graniczna. Jako polityk z dużym doświadczeniem i członek Rady Liderów Konfederacji, był przyzwyczajony do negocjacji, sporów ideowych, a nawet ostrych starć wewnętrznych. Ale coś takiego? Tego się nie spodziewał. Decyzja Mentzena, ogłoszona publicznie i bez wcześniejszych konsultacji, uderzyła nie tylko w struktury partii, ale też w zaufanie osobiste. Bosak, który niejednokrotnie bronił Mentzena w mediach i promował jego inicjatywy jako dowód spójności środowiska, poczuł się zdradzony. I widać to było na jego twarzy – bez potrzeby jakichkolwiek komentarzy.
Po programie media społecznościowe zalała fala spekulacji. Czy to początek końca Konfederacji? Czy Mentzen rzeczywiście planuje samodzielny start, czy może to tylko taktyka negocjacyjna? A może chodziło o medialny szok, mający przyciągnąć uwagę do kampanii wyborczej? Żadne z tych wyjaśnień nie zmieniało faktu, że wewnętrzne napięcia w Konfederacji właśnie wyszły na światło dzienne w najbardziej spektakularny możliwy sposób.
Eksperci polityczni nie mieli wątpliwości – nawet jeśli był to zaplanowany manewr, to jego skutki mogą być poważniejsze, niż Mentzen przewidywał. W opinii wielu komentatorów, jednym z największych atutów Konfederacji była dotąd właśnie jedność – mimo ideowych różnic między narodowcami, libertarianami i konserwatystami. Ten obraz właśnie runął. A Krzysztof Bosak, jako jeden z najbardziej ideowych polityków tego ugrupowania, stanął w obliczu poważnego dylematu – czy dalej współpracować z człowiekiem, który wykazał się tak daleko posuniętym indywidualizmem i brakiem lojalności?
Nieoficjalnie mówi się, że już po programie doszło do ostrej wymiany zdań między Bosakiem a Mentzenem w kuluarach stacji. Świadkowie twierdzą, że Bosak nie krył emocji i wprost zarzucił swojemu koledze „rozbijanie jedności środowiska dla partykularnych celów”. Mentzen miał odpowiedzieć krótko, że „polityka to nie klub przyjaciół, tylko walka o wpływy i przyszłość kraju”. Te słowa – jak mówią osoby z otoczenia Bosaka – tylko utwierdziły go w przekonaniu, że między nimi zaszła głęboka, być może nieodwracalna zmiana.
Kolejne dni przyniosły falę komentarzy ze strony innych polityków Konfederacji. Jedni próbowali łagodzić sytuację, przekonując, że to jedynie chwilowy kryzys. Inni – jak Grzegorz Braun – milczeli, co w jego przypadku bywa bardziej znaczące niż jakiekolwiek deklaracje. Jednak wśród działaczy terenowych dało się wyczuć narastające napięcie. W mediach społecznościowych pojawiły się wpisy członków partii, w których wyrażali swoje rozczarowanie i apelowali o „powrót do rozmów i jedności”. Ale czy to jeszcze możliwe?
Sam Bosak – po krótkim milczeniu – zdecydował się zabrać głos w specjalnym oświadczeniu. „Zawsze uważałem, że polityka powinna opierać się na lojalności, wzajemnym zaufaniu i wspólnym celu. Dzisiejsze wydarzenia pokazują, jak łatwo można te wartości zaprzepaścić. Mimo to, wierzę, że nasze środowisko ma jeszcze szansę przetrwać – o ile będzie gotowe na szczerość, pokorę i powrót do rozmowy” – napisał. Słowa te, choć wyważone, nie kryły goryczy.
Co będzie dalej? Czy Konfederacja przetrwa ten kryzys, czy też podzieli los wielu innych ugrupowań, które rozsypały się pod ciężarem osobistych ambicji i braku wspólnej wizji? Jedno jest pewne – mina Krzysztofa Bosaka z tamtego poranka stanie się symbolem tego momentu. Momentu, w którym polityczna gra przybrała zaskakująco osobisty i dramatyczny wymiar.