pyta”. Sprawdzam, jak się żyje w mieszkaniu po “dzieciach w beczkach”

By | May 18, 2025

Bywają adresy, które niosą ze sobą więcej niż tylko numer i nazwę ulicy. Są takie miejsca, które na zawsze zostają zapamiętane przez opinię publiczną jako tło dla dramatycznych wydarzeń. Mieszkania, w których doszło do zbrodni, z czasem stają się nie tylko nieruchomościami, ale również milczącymi świadkami tragedii. W Polsce jednym z najbardziej wstrząsających przykładów jest sprawa tzw. „dzieci w beczkach” z Czerniejewa. Choć minęło już kilka lat od ujawnienia makabrycznego znaleziska, mieszkanie, w którym znaleziono ciała noworodków, nadal budzi emocje.

Postanowiłem sprawdzić: co się stało z tym mieszkaniem? Kto tam dziś mieszka? Jak wygląda życie po tragedii, która odcisnęła piętno nie tylko na lokalnej społeczności, ale i na całej Polsce?

Dzieci, które nigdy nie powinny umrzeć

Zanim wejdziemy do mieszkania, trzeba przypomnieć, co się wydarzyło. Sprawa wyszła na jaw w 2023 roku, kiedy w jednym z mieszkań w Czerniejewie odkryto zwłoki trójki noworodków ukrytych w beczkach po chemikaliach. Makabrycznego odkrycia dokonali pracownicy komunalni, którzy zgłosili nieprzyjemny zapach wydobywający się z zamkniętego od miesięcy lokalu. Szybko okazało się, że mieszkała tam kobieta, 38-letnia Monika S., która przez lata ukrywała ciąże i tuż po porodach uśmiercała swoje dzieci. Ciała zawijała w worki foliowe i umieszczała w plastikowych pojemnikach, które chowała w mieszkaniu.

Sprawa wstrząsnęła Polską. Pojawiły się pytania: jak to możliwe, że nikt niczego nie zauważył? Czy sąsiedzi rzeczywiście nic nie słyszeli? Jak działał system pomocy społecznej? Czy tragedii dało się uniknąć?

Monika S. została skazana na dożywocie. Mieszkanie komunalne, w którym dokonywała swoich zbrodni, zostało zaplombowane i przez ponad rok pozostawało puste. Ale później ktoś tam zamieszkał.

Mieszkanie po tragedii

Ulica Wspólna 11, klatka druga, drugie piętro. Z pozoru zwykły blok, jakich setki w Polsce. Schody wytarte, skrzynki na listy obklejone reklamami, drzwi do piwnicy uchylone. Tylko starsza kobieta sprzątająca korytarz nieco się krzywi, gdy pytam o „to mieszkanie”. – Wie pan… To nie jest temat do rozmów. Tam było piekło – mówi cicho.

Ale właśnie tam kieruję swoje kroki.

Drzwi pod numerem 24 są nowe, wymienione. Widać ślady remontu – świeża farba na framudze, wymienione zamki. Po kilku minutach otwiera mi młody mężczyzna, może 28-letni, z lekkim zarostem i tatuażem na szyi. Ma na imię Damian. Zgodził się porozmawiać pod warunkiem zachowania anonimowości.

– Tak, wiem, gdzie mieszkam – mówi bez zbędnych ceregieli. – Wiem, co tu się stało. Powiedzieli mi od razu, zanim podpisałem umowę. Nie jestem naiwny.

Pytam go, dlaczego zdecydował się zamieszkać właśnie tutaj.

– Cena, stary. 980 zł za 45 metrów kwadratowych z czynszem. Gdzie teraz znajdziesz coś takiego? A poza tym… Ja się duchów nie boję. Bałem się raczej żyjących, kiedy spałem na ławce na dworcu – odpowiada szczerze.

Cena ludzkiego cierpienia

Damian przez kilka lat tułał się po noclegowniach. Stracił pracę, potem partnerkę, na końcu mieszkanie. Dostał skierowanie z MOPS-u do lokalu komunalnego. Kiedy okazało się, że chodzi o mieszkanie po Monice S., nie wahał się.

– Ktoś powiedział, że to „skażone miejsce”. Może i tak. Ale dla mnie to była szansa. Zrobiłem mały remont, przemalowałem ściany, wyniosłem wszystko, co tu zostało. Nie wiem, czy to wystarczy, ale próbuję żyć normalnie – mówi.

W mieszkaniu unosi się zapach kadzidełek. Na parapecie stoją rośliny, w kuchni świeże owoce. Wydaje się, że miejsce to zostało oswojone. Ale czy naprawdę można zapomnieć?

Psycholog: „Mieszkania po zbrodniach mają swoją pamięć”

Zwracam się do psycholog Marii Rakowskiej, specjalistki od traumy i terapii środowiskowej. Pytam ją, jak takie miejsca wpływają na ludzi, którzy się w nich osiedlają.

– To zależy od jednostki. Niektórzy są bardzo wrażliwi i nie potrafią funkcjonować w miejscu naznaczonym tragedią. Inni, zwłaszcza ci, którzy sami przeszli przez wiele trudnych doświadczeń, mogą wręcz „przytulić” takie miejsce, traktować je jako swoje odbicie – wyjaśnia.

Psycholożka podkreśla jednak, że mieszkania po zbrodniach nie są „neutralne emocjonalnie”. Ich historia może wpływać na samopoczucie mieszkańców, nawet jeśli ci nie do końca zdają sobie z tego sprawę.

– To trochę jak z historią wojenną – mówi. – Miejsca mogą nasiąkać cierpieniem. Potrzebna jest ogromna siła psychiczna, żeby je oczyścić emocjonalnie.

Miasto: „Nie mamy luksusu wybierania”

Urząd Gminy Czerniejewo w oficjalnym oświadczeniu stwierdził, że mieszkania komunalne są „dobrem ograniczonym”, a obowiązkiem samorządu jest jak najszybsze ich przekazywanie osobom w potrzebie.

– Mieszkanie przeszło dezynfekcję, generalny remont i zostało ponownie oddane do użytku. Nie ma podstaw prawnych, by wyłączyć je z obiegu – tłumaczy rzecznik urzędu.

Ale sąsiedzi są innego zdania.

– Wie pan, to nie jest tak, że my kogoś nie chcemy. Ale to mieszkanie powinno zostać przerobione na coś innego. Może magazyn, może biuro. A nie znowu ktoś ma tam spać, jeść, żyć… – mówi jedna z mieszkanek, starsza pani z parteru.

Przekleństwo adresu

W Polsce nie ma obowiązku informowania przyszłych najemców lub kupców o zbrodniach, które miały miejsce w danej nieruchomości. Ale coraz częściej pojawiają się głosy, że powinno się to zmienić.

– Mieliśmy klienta, który kupił kawalerkę w Warszawie. Dopiero później dowiedział się, że jego poprzedniczka popełniła tam samobójstwo. Nie mógł spać, zrezygnował z mieszkania, stracił pieniądze – mówi agent nieruchomości, prosząc o anonimowość.

Podobne dylematy pojawiają się w przypadku znanych medialnie spraw, jak chociażby „Dom Zbrodni” z Rakowisk czy „Dom matki Madzi” z Sosnowca. Niektóre z tych nieruchomości stoją puste latami. Inne są wynajmowane – po cichu, bez informacji o przeszłości.

Życie toczy się dalej?

Damian zapytany o to, czy czuje obecność przeszłości, milknie na chwilę. – Czasem śni mi się dziecięcy płacz. Ale może to moja podświadomość. Nie wiem. Staram się myśleć o tym, co przede mną – mówi.

Na drzwiach jego mieszkania wisi obrazek z napisem: „Każdy dzień to nowa szansa”. Może to banał. A może jedyny sposób, by oswoić zło?

Epilog

Mieszkania po tragediach to nie tylko problem prawny czy psychologiczny. To także pytanie o naszą zbiorową pamięć. Czy miejsca „zbrodni” powinny zniknąć z mapy? Czy należy je oznaczać, jak robi się to w przypadku miejsc kaźni z czasów wojny? A może – przeciwnie – trzeba je odczarowywać, napełniać nowym życiem?

Jedno jest pewne – dla Damiana to nie tylko mieszkanie. To nowy początek, choć z piętnem przeszłości.

Pytałem, sprawdziłem. Życie po „dziećmi w beczkach” trwa. Choć nikt nie mówi, że to życie łatwe.

Leave a Reply