
To nie był zwykły atak. Ekspert nie ma wątpliwości. Mieszko R. nie odpowie za zbrodnie
W piątkowy poranek, w jednej z cichych dzielnic Wrocławia, doszło do wydarzenia, które wstrząsnęło opinią publiczną. Dla wielu był to incydent jak z filmu – precyzyjny, brutalny i przemyślany. Ale dla tych, którzy od miesięcy analizowali działalność Mieszka R., nie było to zaskoczeniem. Eksperci od bezpieczeństwa oraz śledczy już wcześniej ostrzegali, że prędzej czy później dojdzie do eskalacji. Teraz mówią wprost: „To nie był zwykły atak. To była zbrodnia zaplanowana z zimną krwią”.
Przypadek czy konsekwencja?
Mieszko R., były żołnierz sił specjalnych, szkolony za granicą, przez wiele lat pozostawał w cieniu. Oficjalnie pracował jako konsultant ds. bezpieczeństwa, nieoficjalnie – był powiązany z kilkoma kontrowersyjnymi operacjami w rejonach konfliktów zbrojnych. Były to misje, o których mówi się szeptem, a dokumentacja z nimi związana często znikała z archiwów.
Kiedy na początku marca zaczęły pojawiać się doniesienia o serii niewyjaśnionych zaginięć ludzi powiązanych z jedną z agencji wywiadowczych, wiele osób wskazywało właśnie na R. Wówczas jednak brak było dowodów – nie istniały zapisy z kamer, nie znaleziono śladów biologicznych, a świadkowie znikali równie szybko, jak się pojawiali.
Ale teraz, po wydarzeniach z 10 maja, sytuacja zmieniła się diametralnie.
Brutalność i precyzja
O 6:13 rano systemy monitoringu miejskiego zarejestrowały sylwetkę mężczyzny przemieszczającego się w pobliżu posesji, w której przebywała rodzina znanego prokuratora wojskowego. Dziesięć minut później odnotowano przerwanie zasilania w całym bloku. Gdy służby pojawiły się na miejscu, było już za późno – dwie osoby nie żyły, trzecia w stanie krytycznym została przewieziona do szpitala. Sprawca zniknął.
To właśnie w tym momencie po raz pierwszy padło publicznie nazwisko Mieszko R. Trop był zaskakująco mocny: DNA zabezpieczone na miejscu należało do niego. Ale śledczy szybko natrafili na barierę nie do przejścia – formalnie Mieszko R. nie przebywał w kraju, a jego nazwisko nie widniało w żadnych rejestrach lotów.
Ekspert ds. terroryzmu, prof. Piotr Nowicki z Uniwersytetu Warszawskiego, mówi wprost:
– Wszystko wskazuje na to, że mamy do czynienia z operacją o charakterze paramilitarnym. To nie był przypadkowy napad, ale wykonanie konkretnego zadania. Ktoś chciał uciszyć tych ludzi. A Mieszko R. działał jak zawodowiec – szybko, bez śladów, bez emocji.
Dlaczego nie odpowie?
Pomimo jednoznacznych wskazówek, prokuratura ogłosiła, że nie będzie możliwe postawienie Mieszka R. w stan oskarżenia. Powód? Brak jurysdykcji. R. posiada podwójne obywatelstwo, a obecnie przebywa – według informacji medialnych – na terytorium państwa, które nie posiada umowy ekstradycyjnej z Polską. Co więcej, pojawiają się doniesienia, że może korzystać z immunitetu dyplomatycznego jako „doradca ds. bezpieczeństwa” przy jednej z placówek zagranicznych.
– To klasyczna gra wywiadów – mówi anonimowy funkcjonariusz Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. – Ktoś chroni Mieszka R., bo wiedza, jaką posiada, jest zbyt cenna. Gdyby trafił do aresztu i zaczął mówić, mógłby pogrzebać niejedną karierę polityczną.
Reakcje opinii publicznej
W mediach społecznościowych zawrzało. Setki komentarzy domagają się sprawiedliwości, petycje wzywające do powołania międzynarodowej komisji dochodzeniowej zyskały tysiące podpisów. Ale są też tacy, którzy bronią Mieszka R., widząc w nim „człowieka, który robi brudną robotę, bo inni nie mają odwagi”.
W programie publicystycznym „Twarzą w twarz” doszło do ostrej wymiany zdań między byłą sędzią Trybunału Konstytucyjnego a byłym dowódcą jednostki GROM. Ten ostatni nie owijał w bawełnę:
– Ludzie tacy jak Mieszko R. są produktem systemu. Państwo ich szkoli, wykorzystuje, a potem odwraca się plecami. Jeśli zrobili coś złego, należy ich sądzić. Ale jeśli wykonywali rozkazy – odpowiedzialność spada także na tych, którzy te rozkazy wydawali.
Co dalej?
Rząd oficjalnie nie komentuje sprawy. Ministerstwo Spraw Zagranicznych wydało jedynie lakoniczne oświadczenie, że „prowadzone są rozmowy dyplomatyczne w celu wyjaśnienia okoliczności pobytu obywatela M.R. za granicą”. Nie wiadomo, czy dojdzie do ekstradycji – zdaniem specjalistów, jest to mało prawdopodobne.
Nad sprawą pracuje specjalna komórka śledcza, ale jej działania są utajnione. Dziennikarze próbują dotrzeć do świadków, byłych współpracowników Mieszka R., rodzin ofiar. Coraz więcej z nich odmawia komentarza. Część zniknęła, nie odpowiada na telefony. Inni twierdzą, że są zastraszani.
W jednym z prywatnych maili, który trafił do redakcji „Dziennika Śledczego”, anonimowa osoba pisze:
„Jeśli sądzicie, że to koniec, to się mylicie. Mieszko robi tylko to, na co mu pozwolono. A lista celów jest dłuższa, niż wam się wydaje”.
Czy to oznacza nowy rozdział?
Dla wielu to wydarzenie staje się symbolem rozkładu państwa prawa, momentem, w którym obywatele tracą wiarę w sprawiedliwość. Ale są też tacy, którzy widzą w tym zapowiedź nadchodzących zmian – brutalnych, lecz nieuniknionych.
Czy Mieszko R. stanie kiedyś przed sądem? Czy ujawniona zostanie cała prawda o jego działaniach? Czy był samotnym wilkiem, czy też trybikiem w większej machinie?
Na te pytania na razie nie ma odpowiedzi. Ale jedno jest pewne – to nie był zwykły atak. To było ostrzeżenie.