Wałęsa obawia się zwycięstwa Nawrockiego. Wieszczy “wojnę domową”

By | May 10, 2025

Wałęsa obawia się zwycięstwa Nawrockiego. Wieszczy “wojnę domową”

Lech Wałęsa, były prezydent Rzeczypospolitej Polskiej i ikona “Solidarności”, od lat budzi kontrowersje zarówno wśród swoich zwolenników, jak i przeciwników. Jego najnowsza wypowiedź, dotycząca potencjalnego zwycięstwa Karola Nawrockiego – obecnego prezesa Instytutu Pamięci Narodowej – wywołała prawdziwą burzę w mediach. Wałęsa stwierdził bowiem, że jeśli Nawrocki przejmie szerszą władzę polityczną, Polsce grozi coś, co określił mianem “wojny domowej”.

To mocne słowa. Niezależnie od sympatii politycznych, trzeba przyznać, że użycie takiego określenia w debacie publicznej może mieć poważne konsekwencje. Dlatego warto się zastanowić, co dokładnie miał na myśli były prezydent, dlaczego tak ostro wypowiedział się o Nawrockim i co oznacza to dla przyszłości polskiej sceny politycznej.

Karol Nawrocki, choć stosunkowo młody, szybko wspiął się po szczeblach kariery publicznej. Jako historyk i działacz IPN-u dał się poznać jako osoba jednoznacznie opowiadająca się po stronie twardej polityki historycznej, akcentującej walkę z komunizmem i gloryfikującej wybrane wątki narodowej historii. To podejście nie każdemu odpowiada. Krytycy zarzucają mu upolitycznienie historii, a niektórzy – jak Wałęsa – obawiają się, że za tą narracją stoi chęć podporządkowania społeczeństwa jednej ideologii.

Wałęsa, znany z ostrych i często emocjonalnych wypowiedzi, niejednokrotnie podkreślał, że jego misja nie zakończyła się w 1989 roku. Uważa się za moralnego strażnika demokracji, a obecne działania wielu polityków – zwłaszcza tych z prawej strony sceny politycznej – ocenia jako zagrożenie dla wolności i pluralizmu. W tym kontekście należy rozumieć jego słowa o “wojnie domowej”. Nie chodzi tu zapewne o realne starcia zbrojne, lecz o pogłębiające się podziały społeczne, które mogą doprowadzić do wewnętrznego rozdarcia kraju.

W wypowiedziach Wałęsy widać głęboki niepokój o stan polskiej demokracji. Obawia się, że zwycięstwo osób takich jak Nawrocki oznacza dominację jednej wizji Polski, która marginalizuje inne poglądy i doświadczenia. W jego oczach to krok w stronę autorytaryzmu. Warto jednak zastanowić się, czy rzeczywiście Nawrocki – jako urzędnik i historyk – posiada tak szerokie ambicje polityczne, by zagrozić fundamentom demokracji.

Nawrocki zaprzecza, jakoby dążył do zawłaszczania przestrzeni publicznej. Twierdzi, że jego działania mają na celu przywrócenie należnego miejsca żołnierzom wyklętym, ofiarom komunistycznego terroru i innym postaciom z „białych plam” polskiej historii. Jego zwolennicy argumentują, że przez lata III RP dominowała narracja liberalno-lewicowa, która marginalizowała tradycyjne wartości i tożsamość narodową.

Spór między tymi dwiema wizjami Polski – nowoczesnej, otwartej, pluralistycznej oraz tej bardziej narodowej, konserwatywnej i odwołującej się do przeszłości – trwa od lat. W tym kontekście wypowiedź Wałęsy to tylko kolejna odsłona głębokiego konfliktu ideowego, który wciąż dzieli Polaków. To konflikt nie tylko polityczny, ale także kulturowy i pokoleniowy.

Problem polega na tym, że każda ze stron uważa się za depozytariusza prawdy. Wałęsa reprezentuje pokolenie, które obaliło komunizm i wierzy w demokrację liberalną. Nawrocki to przedstawiciel nowej fali – ludzi przekonanych, że III RP nie do końca zrealizowała narodowe aspiracje i że wiele kwestii historycznych wymaga rewizji. Kiedy te dwie wizje zderzają się ze sobą, trudno o kompromis.

Polska polityka od lat pełna jest ostrych słów, oskarżeń i wzajemnych ataków. Coraz trudniej o rzeczowy dialog, a społeczeństwo staje się zakładnikiem politycznych emocji. W tym sensie ostrzeżenie Wałęsy o “wojnie domowej” może być traktowane jako dramatyczne wezwanie do opamiętania – próbę zwrócenia uwagi na ryzyko, jakie niesie dalsza polaryzacja.

Nie oznacza to jednak, że należy bezrefleksyjnie przyjmować jego narrację. Wałęsa, mimo swoich zasług, bywa oceniany jako osoba kontrowersyjna, nie zawsze trafnie diagnozująca sytuację polityczną. Jego sposób wyrażania się często wzbudza więcej emocji niż merytorycznej dyskusji. Z drugiej strony – jego głos wciąż ma znaczenie, zwłaszcza dla tych, którzy pamiętają jego rolę w latach 80.

Zwycięstwo Nawrockiego, o którym wspomniał Wałęsa, może oznaczać nie tyle fizyczne przejęcie władzy, ile ideologiczne zwycięstwo pewnego światopoglądu – tego, który stawia na tradycję, tożsamość narodową i selektywną pamięć historyczną. Dla Wałęsy to niepokojące, ponieważ widzi w tym próbę narzucenia społeczeństwu jednej wizji patriotyzmu, co stoi w sprzeczności z jego rozumieniem demokracji.

Wszystko to wpisuje się w szerszy europejski i światowy kontekst. W wielu krajach obserwujemy dziś zwrot ku polityce tożsamości, nacjonalizmowi i konserwatyzmowi. Polska nie jest wyjątkiem. Konflikt między liberalizmem a konserwatyzmem, między otwartością a zamknięciem, między przeszłością a przyszłością toczy się nie tylko w Warszawie, ale też w Berlinie, Rzymie, Madrycie i Budapeszcie.

Czy więc grozi nam wojna domowa? W dosłownym sensie – zapewne nie. Ale w sensie społecznym, kulturowym, a nawet symbolicznym – taki konflikt już trwa. Toczy się w mediach, w szkołach, w instytucjach publicznych, a także w domach, przy rodzinnych stołach. I jeśli nie znajdziemy sposobu na budowanie wspólnoty ponad podziałami, może się okazać, że dramatyczne ostrzeżenie Wałęsy miało więcej sensu, niż wielu sądzi.

W tym kontekście najważniejsze pytanie brzmi: czy możliwy jest jeszcze dialog? Czy jesteśmy w stanie prowadzić spór polityczny bez wzajemnej nienawiści? Czy możemy zbudować wspólną narrację, w której znajdzie się miejsce zarówno dla pamięci o „Solidarności”, jak i dla dziedzictwa narodowego? Jeśli nie, czeka nas długa epoka społecznego rozdarcia.

Leave a Reply