
Gdańskie osiedle, gdzie mieszka Karol Nawrocki — prezes Instytutu Pamięci Narodowej i znana postać życia publicznego — przez lata uchodziło za spokojną, niemal idylliczną przestrzeń zamieszkiwaną przez ludzi wykształconych, stabilnych, od lat zakorzenionych w społeczności. Reprezentacyjne budynki z czerwonej cegły, zadbane trawniki, kamery monitoringu i cisza zakłócana jedynie śpiewem ptaków. A jednak dziś to miejsce budzi niepokój. Mieszkańcy mówią o nim szeptem. Wszystko przez “sprawę pana Jerzego”.
W cieniu znanych nazwisk
Nie da się ukryć, że nazwisko Nawrockiego przyciąga uwagę. Prezes IPN, który publicznie deklaruje przywiązanie do wartości patriotycznych, regularnie pojawia się w mediach, komentując kwestie związane z historią Polski, dekomunizacją przestrzeni publicznej, czy upamiętnianiem ofiar totalitaryzmów. Ale reportaż, który zamierzamy dziś przedstawić, nie dotyczy samego Nawrockiego, lecz jego sąsiedztwa — konkretnie człowieka, o którym mieszkańcy mówią niechętnie i z niepokojem: pana Jerzego.
Kim jest pan Jerzy?
Pan Jerzy — nazwisko do wiadomości redakcji — to mężczyzna około siedemdziesiątki. Wysoki, szczupły, zawsze ubrany w tweedową marynarkę. Przez lata uchodził za spokojnego emeryta, byłego pracownika naukowego jednej z gdańskich uczelni. Mieszkał samotnie w mieszkaniu na trzecim piętrze, które odziedziczył po rodzicach. Nie miał rodziny, przynajmniej tak mówili sąsiedzi. Jego rytuały były powtarzalne: rano wyjście po gazetę, potem kawa na balkonie, po południu spacer z książką pod pachą. “Taki typowy pan profesor” — mówią dziś sąsiedzi. Ale kiedy w lutym tego roku pojawiła się policja, wszystko się zmieniło.
“Ta sprawa daje cień”
Odwiedziliśmy osiedle, aby porozmawiać z mieszkańcami. Niektórzy byli chętni do rozmowy, inni odwracali wzrok. “Wie pan, wcześniej bym się dał pokroić, że to spokojny człowiek. Ale teraz… sam już nie wiem” — mówi starszy mężczyzna spacerujący z psem. “To wszystko takie… dziwne. Niby nic konkretnego, ale ta sprawa daje cień”.
O co chodzi? Zaczęło się od anonimowego zgłoszenia. Ktoś doniósł, że pan Jerzy miał rzekomo kontaktować się z osobami o radykalnych poglądach. Że w jego mieszkaniu widywano młodych ludzi, że gromadził nietypowe dokumenty. Że był widziany w miejscach, które nie pasowały do jego wizerunku emeryta-naukowca. Policja weszła do mieszkania z nakazem przeszukania.
Cisza i zamknięte drzwi
Od tej pory pan Jerzy zniknął. Drzwi jego mieszkania są zamknięte, okna zasłonięte. Nie ma go w spisie mieszkańców, nie odbiera telefonu. Oficjalnie – wyjechał do rodziny. Nieoficjalnie – nie wiadomo. Niektórzy twierdzą, że jest w areszcie. Inni — że po prostu zniknął. Na pytania dziennikarzy policja odpowiada krótko: “Trwa postępowanie sprawdzające. Bez komentarza”.
W rozmowie z jedną z sąsiadek padają słowa, które oddają atmosferę niepewności: “To nie chodzi o to, że coś się stało. Chodzi o to, że nie wiemy, czy coś się stało. I to najgorsze.”
Głosy z przeszłości
Dziennikarskie śledztwo prowadzi nas dalej — do uczelni, gdzie pan Jerzy pracował. Tam również napotykamy mur milczenia. Tylko jeden były student, który prosi o anonimowość, zgadza się porozmawiać. “Pamiętam go. Wymagający, ale sprawiedliwy. Czasem dziwny. Dużo mówił o kontroli, manipulacji. Fascynowała go psychologia władzy. Może za bardzo?”
Czy to tylko intelektualne zainteresowania, czy może coś więcej? Nikt nie potrafi powiedzieć. Ale w aktach uczelni znajdujemy notatkę sprzed lat: skarga studentki dotycząca “niewłaściwych metod prowadzenia zajęć”. Bez szczegółów. Sprawa została umorzona.
Teorie i spekulacje
Na osiedlu pojawiły się plotki. Jedni twierdzą, że pan Jerzy był informatorem służb. Inni — że pisał książkę o działalności tajnych organizacji. Jeszcze inni — że planował coś większego, ale nie wiadomo co. “To tylko spekulacje, ale wie pan, jak się coś wydarza, to ludzie szukają sensu” — mówi pani Krystyna, która znała go od lat. “Mój mąż z nim kiedyś rozmawiał o polityce. Widać było, że dużo wie. Ale nie dzielił się. Zamykał się.”
Pojawiają się pytania
Dlaczego mieszkaniec tak prestiżowego osiedla, w pobliżu znanych nazwisk, nagle staje się bohaterem podejrzanych doniesień? Czy to wynik pomyłki, sąsiedzkich uprzedzeń, a może realne zagrożenie? Jakie dokumenty zabezpieczyła policja? I dlaczego nie ma żadnych oficjalnych informacji?
Niepokój rośnie, bo milczenie rodzi lęk. Mieszkańcy zaczęli montować dodatkowe zamki, unikać rozmów. “To dziwne, bo przecież nic się nie wydarzyło. A jednak każdy czuje, że coś się wydarzyło. Tylko nie wiemy co” — mówi młoda kobieta z bloku naprzeciwko.
Władze milczą, IPN nie komentuje
Instytut Pamięci Narodowej, zapytany o ewentualne powiązania sprawy z prezesem Nawrockim, wydał krótkie oświadczenie: “Sprawy dotyczące sąsiadów pracowników IPN nie są komentowane przez instytucję. Nie posiadamy informacji na temat zdarzeń, o które pyta redakcja”.
To zrozumiałe, że IPN nie chce łączyć się ze sprawą, której szczegóły są nieznane. Ale właśnie to milczenie staje się jednym z elementów układanki — trudnej, niejasnej, pełnej domysłów.
Cień, który pada długim śladem
„Ta sprawa daje cień” — powtarza kolejny sąsiad. Cień, który rozciąga się nie tylko na pana Jerzego, ale na całą społeczność. Cień, który dotyka nawet tych, którzy nie mają z tym nic wspólnego. Bo tajemnica w sąsiedztwie działa jak wirus: infekuje relacje, rozmowy, zaufanie.
To historia o tym, jak szybko zmienia się obraz człowieka. Jak łatwo przejść od zaufania do podejrzeń. Jak cienka jest granica między normalnością a niepokojem. A także — jak społeczność reaguje na brak wiedzy. Bo może bardziej niż czyny, paraliżuje nas niewiedza.
Zakończenie bez końca
Nie wiemy, co się stało z panem Jerzym. Nie wiemy, czy był ofiarą pomówienia, czy uczestnikiem czegoś większego. Nie wiemy, czy wróci na osiedle, czy zostanie zapomniany. Ale jedno wiemy na pewno: ta historia zostawiła ślad.
Nie tylko w aktach policyjnych, nie tylko w sąsiedzkich rozmowach, ale przede wszystkim w emocjach ludzi, którzy jeszcze niedawno czuli się tu bezpiecznie. Dziś zostaje im tylko pytanie: “Czy naprawdę kiedykolwiek wiedzieliśmy, kto mieszka za ścianą?”