
Zamordowana pracownica uniwersytetu osierociła małą córkę. Rektor złożył jej obietnicę
Tragiczne wydarzenia z końca marca wstrząsnęły nie tylko społecznością Uniwersytetu im. Marii Skłodowskiej, ale i całym miastem. Doktor Agnieszka Wróbel, ceniona wykładowczyni Wydziału Socjologii, zginęła w niewyjaśnionych do końca okolicznościach. Jej ciało odnaleziono w pobliżu kampusu, w parku, w którym często spacerowała po zajęciach. Miała zaledwie 38 lat. Osierociła pięcioletnią córkę, Zosię.
Śmierć Agnieszki była szokiem – nie tylko ze względu na brutalność zdarzenia, lecz także dlatego, kim była: osobą ciepłą, zaangażowaną, oddaną studentom i swojej pracy. Nikt nie przypuszczał, że mogłaby stać się ofiarą przestępstwa. Policja rozpoczęła śledztwo natychmiast, a władze uczelni ogłosiły żałobę.
Rektor uczelni, profesor Jerzy Kalinowski, pojawił się na konferencji prasowej zorganizowanej już następnego dnia po odnalezieniu ciała. W jego oczach widać było szczery smutek. – Straciliśmy nie tylko wybitną wykładowczynię, ale przede wszystkim człowieka. Kogoś, kto dawał nadzieję, kto inspirował – mówił ze ściśniętym gardłem.
W ciągu kilku kolejnych dni przez uczelnię przetoczyła się fala solidarności. Studenci i współpracownicy organizowali czuwania, składali kwiaty pod wydziałem, przynosili znicze. Pojawiła się także inicjatywa stworzenia funduszu stypendialnego dla osieroconej córki Agnieszki. Ale to rektor Kalinowski podjął decyzję, która poruszyła wszystkich – złożył publiczną obietnicę, że uczelnia zaopiekuje się Zosią. Obiecał, że zrobi wszystko, by dziewczynka, choć pozbawiona matki, nie była pozbawiona szansy na godne życie i edukację.
– Jako wspólnota akademicka czujemy odpowiedzialność. To nie jest tylko gest – to nasz obowiązek – powiedział profesor podczas specjalnego posiedzenia Senatu Uczelni. – Agnieszka była jedną z nas. Jej córka jest naszą córką.
Wkrótce powołano specjalną fundację imienia Agnieszki Wróbel. Celem fundacji było nie tylko wspieranie Zosi, ale też promowanie bezpieczeństwa kobiet w przestrzeni publicznej oraz przeciwdziałanie przemocy. W Radzie Fundacji zasiedli pracownicy uniwersytetu, przedstawiciele miasta i rodzina zmarłej. W ciągu miesiąca udało się zebrać ponad pół miliona złotych.
Historia Agnieszki poruszyła opinię publiczną. Media ogólnopolskie relacjonowały przebieg śledztwa, przedstawiały sylwetkę zamordowanej, przypominały jej publikacje i osiągnięcia. Ale największe wrażenie robiły wspomnienia studentów. – Pamiętam, że na pierwszych zajęciach powiedziała, że socjologia nie jest tylko teorią. Że to sztuka słuchania ludzi – mówiła jedna z jej studentek. – Tego nas uczyła. Nie tylko jak myśleć, ale jak być człowiekiem.
W międzyczasie sprawa nabierała tempa. Policja zatrzymała podejrzanego – byłego partnera Agnieszki, z którym od dłuższego czasu była w konflikcie. Mężczyzna miał już wcześniej zarzuty związane z przemocą domową, ale sąd nie zastosował aresztu. To wywołało kolejną falę dyskusji – tym razem o nieskuteczności systemu ochrony ofiar przemocy.
Rektor Kalinowski zabrał głos również w tej sprawie. – Nie możemy milczeć. Nasza koleżanka nie żyje, bo zawiódł system. Musimy wymagać zmian – apelował do przedstawicieli władz. Jego wystąpienie w Sejmie, gdzie przedstawił postulaty środowiska akademickiego dotyczące ochrony kobiet, zostało szeroko komentowane i uznane za jedno z najbardziej poruszających w ostatnich latach.
Tymczasem Zosia zamieszkała z ciotką, siostrą Agnieszki. Dziewczynka była otoczona opieką psychologiczną i wsparciem społecznym. Pracownicy uczelni odwiedzali ją, przynosili zabawki, czytali książki, a także zapraszali na wydarzenia uniwersyteckie. Dziewczynka powoli zaczęła się uśmiechać – choć blizna po stracie matki będzie jej towarzyszyć zawsze.
Po roku od tragedii, w murach uczelni odbyła się uroczystość nadania jednej z sal wykładowych imienia dr Agnieszki Wróbel. W czasie ceremonii rektor ponownie zabrał głos:
– Wciąż czujemy jej obecność. W tekstach, które napisała. W pamięci studentów. W oczach Zosi. Obiecałem wtedy, że o nią zadbamy. I dotrzymam tej obietnicy, do końca moich dni.
Słowa te były nie tylko wzruszające, ale i zobowiązujące. Uczelnia stworzyła specjalny program mentoringowy dla dzieci pracowników naukowych, wspierający je w nauce, rozwoju i aspiracjach. Program nazwano „Śladami Agnieszki”.
Społeczność uniwersytecka zrozumiała, że odpowiedzialność nie kończy się na murach sal wykładowych. Że solidarność nie jest tylko hasłem. I że śmierć jednej osoby może stać się początkiem ruchu, który zmienia rzeczywistość.
Zosia dziś ma sześć lat. Chodzi do pierwszej klasy. Na biurku w jej pokoju stoi zdjęcie mamy w todze akademickiej. – To moja mama. Była bardzo mądra – mówi z dumą.
I być może któregoś dnia, w przyszłości, to właśnie ona stanie za katedrą i powie: „Socjologia to sztuka słuchania ludzi”. A potem doda: „A moja mama mnie tego nauczyła”.