
W polskim życiu publicznym nie brakuje postaci budzących silne emocje, jednak Grzegorz Braun bez wątpienia znajduje się w gronie najbardziej kontrowersyjnych polityków ostatnich lat. Jego działalność polityczna, wypowiedzi w Sejmie oraz zachowania w przestrzeni publicznej wielokrotnie wzbudzały skrajne reakcje – od entuzjastycznego poparcia po oburzenie i apele o interwencję instytucji państwowych. W ostatnim czasie kontrowersje wokół Brauna znów znalazły się w centrum debaty publicznej. Coraz więcej polityków, ekspertów i obywateli mówi wprost: „Trzeba postawić tamę” – słowom i działaniom, które ich zdaniem wykraczają poza granice debaty demokratycznej.
Grzegorz Braun, reżyser, publicysta i poseł Konfederacji, od początku swojej obecności w polityce znany był z radykalnych poglądów oraz bezkompromisowego stylu wypowiedzi. Przez jednych postrzegany jako obrońca tradycyjnych wartości, przez innych – jako osoba głosząca teorie spiskowe, stosująca mowę nienawiści i kwestionująca podstawowe zasady demokratycznego państwa prawa. Jego wypowiedzi często balansują na granicy prawa, a niekiedy – zdaniem krytyków – tę granicę przekraczają.
Jednym z najbardziej znanych incydentów był moment, gdy Grzegorz Braun podczas jednego z posiedzeń Sejmu użył gaśnicy do zagaszenia świecy chanukowej zapalonej w gmachu parlamentu. Tłumaczył to rzekomą obroną polskiego charakteru Sejmu i sprzeciwem wobec „obcych rytuałów”. Dla wielu było to nie tylko zachowanie skrajnie nieodpowiedzialne, ale wręcz antysemickie. Sprawa trafiła do prokuratury, a Sejm wymierzył Braunowi kary finansowe i ograniczenia w wykonywaniu mandatu poselskiego. Mimo to, polityk nie wycofał się ze swojego stanowiska, a wręcz zintensyfikował swoją retorykę.
W kolejnych miesiącach poseł wielokrotnie wypowiadał się w sposób, który zdaniem komentatorów nawoływał do przemocy lub pogardy wobec określonych grup społecznych. W jego narracji często pojawiają się elementy teorii spiskowych, odwołania do „tajnych globalnych sił”, „masonerii”, „żydowskich wpływów” czy „plandemii” – jak sam nazywa pandemię COVID-19. W czasie największego nasilenia pandemii Braun publicznie nawoływał do „zamykania gabinetów szczepień” i straszył lekarzy „trybunałami ludowymi”. Te słowa spotkały się z natychmiastową reakcją środowisk medycznych, które uznały je za realne zagrożenie dla bezpieczeństwa personelu medycznego i pacjentów.
Jednak najnowsze kontrowersje dotyczą jego wystąpień podczas kampanii wyborczej. Podczas jednej z debat prezydenckich Braun w ostrych słowach atakował nie tylko politycznych rywali, ale też całe grupy społeczne. Wypowiedzi te były na tyle drastyczne, że spotkały się z natychmiastową reakcją Magdaleny Biejat, która zapowiedziała złożenie zawiadomienia do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa. Jej zdaniem Braun nie tylko przekroczył granice wolności słowa, ale też naruszył przepisy Kodeksu karnego dotyczące mowy nienawiści i nawoływania do przemocy.
Reakcje na te wydarzenia są coraz bardziej zdecydowane. Coraz częściej pojawiają się głosy mówiące wprost, że “trzeba postawić tamę” – tamę wobec radykalizacji języka w polityce, tamę wobec nienawiści, manipulacji i dezinformacji. Wielu komentatorów zwraca uwagę, że zachowania takie jak Brauna mają destrukcyjny wpływ na kondycję debaty publicznej, zaufanie społeczne i bezpieczeństwo obywateli. Ich zdaniem, jeżeli państwo nie zareaguje, podobne zachowania mogą być powielane przez innych i prowadzić do eskalacji przemocy także poza parlamentem.
Z drugiej strony Braun cieszy się wiernym elektoratem, który postrzega go jako jedynego polityka mówiącego „prawdę” i walczącego z systemem. W mediach społecznościowych ma dużą grupę sympatyków, którzy bronią jego prawa do swobodnej wypowiedzi. To właśnie wokół pojęcia „wolności słowa” toczy się dziś zasadniczy spór. Gdzie kończy się prawo do mówienia własnego zdania, a zaczyna się odpowiedzialność za słowa, które mogą ranić, dzielić i prowokować?
Coraz częściej w tym kontekście przywoływana jest rola instytucji państwowych – prokuratury, sądów, marszałka Sejmu, a także Rady Etyki Mediów i organizacji pozarządowych. W opinii wielu ekspertów, same kary finansowe nie są wystarczające. Potrzebna jest jasna granica, której przekroczenie będzie wiązało się z poważnymi konsekwencjami prawnymi. Pojawiają się też postulaty zmian w regulaminie Sejmu, które umożliwiałyby szybsze i skuteczniejsze reagowanie na przejawy mowy nienawiści czy zachowania zagrażające bezpieczeństwu.
Niektóre organizacje społeczne rozpoczęły kampanie uświadamiające na temat szkodliwości radykalnej retoryki w polityce. Podkreślają, że milczenie wobec takich działań to przyzwolenie na dalszą eskalację. “Nie chodzi o walkę z poglądami – chodzi o walkę z nienawiścią” – mówią ich przedstawiciele.
W tym kontekście hasło „Trzeba postawić tamę” nabiera coraz szerszego znaczenia. To wezwanie nie tylko do ukrócenia działalności konkretnego polityka, ale też do powrotu do kultury debaty opartej na szacunku, faktach i odpowiedzialności. Polityka nie może być przestrzenią bezkarności, gdzie wszystko wolno. Jeżeli społeczeństwo ma funkcjonować w warunkach pokoju społecznego i wzajemnego zaufania, niezbędne jest stanowcze odrzucenie języka przemocy.
Grzegorz Braun zapowiedział, że nie zmieni swojego stylu ani przekonań. Dla jego przeciwników to jasny sygnał, że działania prawne i obywatelskie muszą być kontynuowane. Dla jego zwolenników – to dowód niezłomności i walki z „układem”. Polska opinia publiczna staje dziś przed wyzwaniem – jak skutecznie przeciwstawić się radykalizacji życia politycznego, nie rezygnując przy tym z podstawowych wartości demokratycznych, w tym wolności wypowiedzi.