W tym tkwi siła Karola Nawrockiego. “Czasami się z tego śmiejemy”

By | April 26, 2025

W tym tkwi siła Karola Nawrockiego. „Czasami się z tego śmiejemy”

Karol Nawrocki nie jest osobą, która szuka rozgłosu. Choć jego nazwisko coraz częściej pojawia się w mediach, to sam pozostaje skupiony na swojej misji. Dla wielu jest historykiem z pasją. Dla innych – człowiekiem instytucją, który potrafi opowiadać o przeszłości w sposób, który budzi emocje. Ale ci, którzy znają go prywatnie, wiedzą, że jego prawdziwa siła tkwi gdzieś głębiej – w autentyczności, w poczuciu humoru, w umiejętności łączenia tego, co poważne, z tym, co ludzkie i bliskie.

„Czasami się z tego śmiejemy” – mówi z uśmiechem, gdy wspomina zabawne sytuacje z konferencji naukowych czy nieoczekiwane reakcje publiczności na trudne tematy. Nie oznacza to, że nie traktuje swojej pracy poważnie. Wręcz przeciwnie – jego podejście do historii i edukacji historycznej opiera się na głębokim szacunku wobec faktów i ludzi, którzy je tworzyli. Ale wie też, że bez dystansu nie da się wytrzymać w świecie, w którym historia zbyt często staje się polem bitwy ideologicznej.

Urodzony w Gdańsku, mieście o burzliwej historii, Karol Nawrocki dorastał w cieniu pomników, muzeów i opowieści o wolności. Już jako nastolatek interesował się dziejami „Solidarności”, działalnością opozycji demokratycznej i rolą Kościoła katolickiego w walce o wolność. Jego droga zawodowa była konsekwencją tych zainteresowań. Ukończył historię na Uniwersytecie Gdańskim, a później przez lata związany był z Instytutem Pamięci Narodowej. Tam rozwijał swoje kompetencje, najpierw jako badacz, potem jako organizator i menedżer.

Jednak to, co odróżnia go od wielu innych historyków, to nie tylko wiedza, ale styl. Nawrocki nie unika trudnych tematów – wręcz przeciwnie, chętnie sięga po te najbardziej kontrowersyjne: relacje polsko-żydowskie, współpraca Polaków z aparatem bezpieczeństwa, rola Kościoła w PRL. Ale zawsze robi to z wyczuciem. I zawsze próbuje zrozumieć drugą stronę. Tę postawę wyniósł z domu rodzinnego, gdzie – jak sam mówi – uczono go, że człowiek nie kończy się na swoich poglądach.

Jego siła tkwi też w umiejętności budowania zespołów. Otacza się ludźmi, którzy myślą samodzielnie, ale potrafią działać razem. Współpracownicy podkreślają, że potrafi słuchać, nie boi się krytyki i daje innym przestrzeń do działania. W dzisiejszych czasach to rzadkość.

Ale nie tylko praca zawodowa go określa. Karol Nawrocki to także mąż i ojciec. Znajomi mówią, że dopiero kiedy opowiada o rodzinie, naprawdę się rozpromienia. Z żoną poznali się jeszcze na studiach. Ich dom to miejsce, w którym spotykają się książki, zabawki i długie rozmowy przy herbacie. Nie wszystko kręci się wokół historii. Choć, jak żartuje jego córka, „tata i tak wszystko sprowadzi do jakiejś opowieści o wojnie”.

Jest też sportowcem – przez wiele lat trenował boks i nie zrezygnował z aktywności fizycznej. Bieganie, rower, basen – to jego sposoby na odreagowanie stresu. „Nie da się siedzieć tylko za biurkiem i pisać raporty. Trzeba czasem dać organizmowi popracować” – mówi. W tych chwilach najłatwiej mu oczyścić myśli i znaleźć nowe pomysły.

W pracy stawia na dialog. Nie lubi konfrontacji, choć – jak każdy, kto działa w przestrzeni publicznej – musi się z nimi mierzyć. Mimo to zawsze stara się unikać języka nienawiści. „W historii już za dużo było przemocy” – powtarza. Dlatego też jego wykłady często zaczynają się od anegdoty, uśmiechu, czasem żartu. Dzięki temu nawet najbardziej oporni słuchacze zaczynają słuchać.

„Czasami się z tego śmiejemy” – mówi z uśmiechem, kiedy pytają go, jak wytrzymuje presję. Nie mówi jednak tego z cynizmem, raczej z pokorą wobec życia. Wie, że nie wszystko zależy od niego. Że historia, choć można ją opisywać, badać i analizować, zawsze ma element nieprzewidywalności.

To, co wyróżnia Karola Nawrockiego, to połączenie powagi z luzem, kompetencji z empatią, przeszłości z teraźniejszością. I to właśnie w tym tkwi jego siła. Może nie jest głośny, może nie szuka skandali, ale krok po kroku buduje przestrzeń, w której historia może być narzędziem łączenia, a nie dzielenia.

Leave a Reply