
To on uratował porzuconego noworodka. Nazwali go bohaterem z Bałut. Teraz trafił do więzienia
Jeszcze rok temu media pisały o nim z zachwytem. „Bohater z Bałut” – tak nazwano Tomasza Małeckiego, 34-letniego mieszkańca Łodzi, który w chłodny marcowy poranek znalazł porzuconego noworodka w bramie starej kamienicy przy ul. Limanowskiego. Bez wahania okrył dziecko własną kurtką i wezwał pogotowie. Dziś ten sam człowiek, który wzruszył serca tysięcy Polaków, został skazany na 2 lata bezwzględnego więzienia. Co się wydarzyło między tymi dwoma momentami? I dlaczego historia człowieka, który uratował życie, kończy się w zakładzie karnym?
„To cud, że przeżyło”
10 marca 2024 roku. Temperatura w Łodzi oscylowała wokół zera. Około godziny 6:15 Tomasz, wracając z nocnej zmiany w jednej z łódzkich firm ochroniarskich, usłyszał cichy płacz dochodzący z ciemnej bramy kamienicy. Myślał, że to kot. Gdy podszedł bliżej, zobaczył coś, czego nie zapomni do końca życia – zawinięte w starą bluzę niemowlę. Maleńkie, drżące, sine. Dziewczynka.
Bez chwili zawahania zdjął własną kurtkę, owinął dziecko i zadzwonił po pomoc. „Słyszałem tylko, jak operator pogotowia powtarza: proszę nie rozłączać się, ratownicy już jadą” – wspominał wtedy w rozmowie z lokalnymi mediami. Dziecko trafiło do szpitala im. Rydygiera, gdzie lekarze przez wiele godzin walczyli o jego życie. Udało się. Dziewczynka przeżyła i otrzymała imię „Nadia”, co po rosyjsku znaczy „nadzieja”.
Sława, której się nie spodziewał
Historia Tomasza obiegła cały kraj. Występował w programach śniadaniowych, udzielał wywiadów. Na Facebooku powstały grupy wsparcia. Jedna z fundacji przekazała mu nagrodę za „czyn najwyższej odwagi obywatelskiej”. Łódzka Rada Miejska uhonorowała go symboliczną statuetką „Serce Miasta”. Przez chwilę jego życie wydawało się odmieniać. „Może w końcu los się do mnie uśmiechnął” – mówił dziennikarzom.
Ale sława ma też ciemną stronę. Kiedy Tomasz stał się rozpoznawalny, coraz więcej osób zaczęło interesować się jego przeszłością. A ta – jak się okazało – miała wiele cieni.
„Nie jestem święty”
Tomasz Małecki nie ukrywał, że miał trudne życie. Wychował się na Bałutach, w jednej z najbardziej zaniedbanych dzielnic Łodzi. Matka zmarła, gdy miał 12 lat, ojciec pił i znikał na całe tygodnie. Dzieciństwo spędził w domach dziecka i rodzinach zastępczych. Miał problemy z nauką, kilka razy wpadł w konflikt z prawem. Kradzież roweru, pobicie, kilka mandatów za jazdę bez biletu – nic poważnego, ale wystarczyło, by sąsiedzi zaczęli szeptać.
Po 20. roku życia próbował się ustatkować. Pracował na budowie, potem jako ochroniarz. Miał dziewczynę, ale rozstali się, gdy nie mógł utrzymać stałej pracy. Od lat zmagał się z problemami finansowymi i, jak przyznał sam, okazjonalnym piciem.
„Nie jestem święty. Popełniałem błędy. Ale tego dnia zrobiłem coś dobrego” – mówił w jednym z ostatnich wywiadów.
Wszystko zmieniło się jesienią
Jesienią 2024 roku Tomasz został zatrzymany przez policję. Zarzut? Udział w kradzieży z włamaniem do magazynu RTV w Łodzi. Razem z dwoma innymi mężczyznami miał wynieść sprzęt elektroniczny o wartości ponad 50 tysięcy złotych. Śledczy twierdzili, że monitoring zarejestrował jego sylwetkę, a na miejscu znaleziono jego odciski palców.
Tomasz nie przyznał się do winy. Twierdził, że tego dnia był u znajomego, a odciski palców mogły zostać przeniesione, ponieważ wcześniej pracował dorywczo przy rozładunku towaru w tej samej hurtowni. Nie miał jednak alibi, a współoskarżeni nie potwierdzili jego wersji wydarzeń.
Proces trwał kilka miesięcy. W marcu 2025 zapadł wyrok: 2 lata bezwzględnego więzienia. Obrońca Tomasza zapowiedział apelację, ale sąd uznał dowody za „spójne i wystarczające”.
Opinia publiczna: od bohatera do przestępcy
Wyrok podzielił opinię publiczną. Część komentatorów uważała, że sprawiedliwość musi być równa dla wszystkich, nawet jeśli ktoś kiedyś zrobił coś dobrego. Inni widzieli w wyroku symboliczny upadek i porażkę systemu społecznego.
— „To nie powinno się tak kończyć. Człowiek, który ocalił życie, trafia do więzienia. Gdzieś po drodze zawiedliśmy jako społeczeństwo” – mówił na antenie lokalnego radia socjolog Marek Zientek.
Media, które jeszcze niedawno pisały o nim z zachwytem, teraz ograniczały się do krótkich wzmiankach o „skazanym bohaterze z Bałut”. Tomasz zniknął z ekranów. Został sam.
Nadia rośnie, ale jej wybawiciel milczy
Dziewczynka, którą Tomasz uratował, trafiła do rodziny zastępczej. Dziś ma ponad rok, jest zdrowa i rozwija się prawidłowo. Rodzina, która się nią opiekuje, nie utrzymuje kontaktu z Tomaszem. Jak mówi opiekunka, „to dla dobra dziecka”.
On sam, w ostatnim liście do znajomej, napisał:
„Nie wiem, czy zasłużyłem na więzienie, ale wiem, że tamtego dnia zasłużyłem na chwilę dumy. Tylko tyle. I to mi zostanie.”
Podsumowanie
Historia Tomasza Małeckiego to opowieść o człowieku pełnym sprzeczności – z jednej strony bohater, z drugiej – człowiek z trudną przeszłością, który nie potrafił odnaleźć się w nowej rzeczywistości. W jego życiorysie odbijają się problemy społeczne, z jakimi mierzy się wielu ludzi z tzw. „marginesu społecznego”: bieda, brak wsparcia, brak perspektyw, powielające się błędy.
Choć trafił do więzienia, dla wielu nadal pozostaje tym, który ocalił życie dziecka. I być może to właśnie ten czyn – a nie wyrok sądu – zapisze się trwale w pamięci ludzi.