
Oburzające sceny przy trumnie Franciszka. “Granice dobrego smaku przekroczone”
Uroczystość pogrzebowa Franciszka M., znanego publicysty i komentatora życia społecznego, która odbyła się w minioną sobotę w Krakowie, na długo pozostanie w pamięci uczestników. Niestety – nie tylko z powodu wyjątkowej postaci zmarłego, ale także ze względu na kontrowersyjne wydarzenia, które miały miejsce przy jego trumnie. Świadkowie mówią wprost: „Granice dobrego smaku zostały przekroczone”.
Pogrzeb rozpoczął się zgodnie z planem – punktualnie o godzinie 11:00 w jednej z najbardziej znanych świątyń w Krakowie. Msza żałobna przyciągnęła wielu – nie tylko rodzinę i przyjaciół Franciszka, ale również jego licznych czytelników, fanów i przedstawicieli środowisk intelektualnych oraz artystycznych. Wśród zgromadzonych byli też politycy, duchowni, przedstawiciele świata akademickiego. Uroczystość miała mieć charakter poważny, pełen skupienia, modlitwy i refleksji nad życiem zmarłego. Jednakże, jak relacjonują świadkowie, pewien moment całkowicie zburzył tę atmosferę.
Podczas ostatniego pożegnania – gdy trumna była wystawiona przed ołtarzem, a uczestnicy składali kwiaty i żegnali się ze zmarłym – doszło do incydentu, który szybko obiegł media społecznościowe. Jeden z uczestników, który pojawił się niespodziewanie i nie był wcześniej widziany wśród rodziny ani znajomych zmarłego, podszedł do trumny i… wyjął telefon, po czym zaczął robić sobie zdjęcia. Najpierw zdjęcie z trumną w tle, potem selfie z trumną, a następnie – co wywołało największe oburzenie – poprosił o zrobienie mu zdjęcia przez inną osobę, „na tle całej kaplicy, żeby było uroczyście”.
Zgromadzeni zamarli. Ciszę przerwały szepty i poruszenie w ławkach. Część osób próbowała interweniować, inni – z niedowierzaniem obserwowali całe zajście. W ciągu kilku minut doszło do przepychanek – jeden z członków rodziny Franciszka podszedł do mężczyzny i poprosił go o uszanowanie miejsca i chwili. Ten jednak odpowiedział agresywnie, twierdząc, że „Franciszek na pewno by się z tego śmiał” i że „nie robi nic złego”.
Sprawą szybko zainteresowała się ochrona świątyni, a także organizatorzy ceremonii. Mężczyzna został wyprowadzony na zewnątrz, a ksiądz przewodniczący mszy poprosił o spokój i szacunek dla zmarłego. Niestety, wrażenie, jakie pozostawił po sobie ten incydent, było tak silne, że wiele osób opuściło kościół jeszcze przed zakończeniem liturgii. Po ceremonii głos zabrał siostrzeniec zmarłego, który w emocjonalnym wystąpieniu przeprosił wszystkich za to, co się wydarzyło, dodając: „Franciszek całe życie walczył o godność słowa i człowieka. Tym bardziej boli nas, że w ostatnim jego pożegnaniu ktoś postanowił zignorować te wartości”.
Kontrowersje nie zakończyły się na samej mszy. Jak się później okazało, wspomniany mężczyzna opublikował zdjęcia na jednym z portali społecznościowych, podpisując je: „Z wielkim człowiekiem, choć już milczy. Cześć jego pamięci”. Pod postem pojawiły się dziesiątki komentarzy, z których zdecydowana większość była krytyczna. Internauci zarzucali mu brak taktu, żerowanie na śmierci znanej osoby oraz próbę zdobycia popularności kosztem tragedii.
Sprawę skomentowali również przedstawiciele świata mediów, w którym Franciszek był bardzo szanowaną postacią. Redaktor naczelny jednego z tygodników, w którym zmarły publikował swoje felietony, napisał: „Franciszek był człowiekiem pełnym humoru, ale zawsze wiedział, kiedy trzeba być poważnym. Jestem przekonany, że ta scena byłaby dla niego bolesna. Nie dlatego, że ktoś zrobił zdjęcie – ale dlatego, że zabrakło refleksji, szacunku i elementarnego człowieczeństwa”.
Wydarzenie wzbudziło też debatę na temat granic prywatności i zachowań w przestrzeni publicznej, szczególnie w kontekście uroczystości pogrzebowych. W programach publicystycznych i na forach pojawiły się liczne głosy, że obecnie ludzie coraz częściej zapominają o podstawowych normach – a pragnienie uwagi, obecności w mediach społecznościowych i zdobycia „lajków” przysłania im zdrowy rozsądek. Etycy i psychologowie, którzy zabrali głos w tej sprawie, podkreślali, że takie sytuacje są nie tylko przykre, ale mogą prowadzić do głębokich traum dla rodziny i bliskich zmarłego.
Franciszek M. przez całe życie był osobą, która nie unikała kontrowersji – ale zawsze stawiała człowieka w centrum swoich analiz. Jego teksty, choć często prowokacyjne, nigdy nie były pozbawione klasy i głębokiego sensu. Tym bardziej bolesne jest to, że jego ostatnia droga została naznaczona takim incydentem.
W rozmowie z dziennikarzami, wdowa po zmarłym powiedziała spokojnie, choć z widocznym smutkiem: „Nie będę komentować tego, co się wydarzyło. Franciszek byłby ponad to. Wiem tylko jedno – chciałby, żebyśmy skupili się na tym, co dobre i mądre. I żebyśmy pamiętali, kim był, a nie jak go pożegnano”.
Pomimo nieprzyjemnych wydarzeń, wielu uczestników pogrzebu zostało na cmentarzu długo po zakończeniu ceremonii. Przy grobie składano kwiaty, zapalano znicze, recytowano fragmenty ulubionych tekstów Franciszka. Cisza, która tam panowała, była przejmująca – jakby wszyscy starali się przywrócić godność tej chwili.
Nie sposób nie zadać sobie pytania: dokąd zmierzamy jako społeczeństwo, skoro nawet śmierć – ostatnia granica – nie powstrzymuje niektórych przed robieniem z niej widowiska? Gdzie kończy się autentyczne przeżycie żałoby, a zaczyna próżność i popis? Czy jeszcze potrafimy być razem w trudnych chwilach, nie tylko po to, by coś udokumentować, ale żeby naprawdę być – dla siebie i dla tych, którzy odchodzą?
Oburzające sceny przy trumnie Franciszka są przestrogą. Nie tylko dla uczestników tego konkretnego pogrzebu, ale dla nas wszystkich. Przypominają, że szacunek, milczenie, obecność – te najprostsze gesty – są dziś bardziej potrzebne niż kiedykolwiek.