
Jarosław Kaczyński i jego świta mogą gorzko pożałować. Chodzi o to, co wyprawiali w TVP
W ciągu ostatnich lat Telewizja Polska pod rządami Prawa i Sprawiedliwości zmieniła się nie do poznania. Instytucja, która kiedyś miała pełnić rolę publicznego nadawcy – stojącego na straży obiektywizmu, pluralizmu i uczciwego przekazu informacji – przeobraziła się w tubę propagandową jednej partii. I choć przez wiele lat wydawało się, że PiS trwale zabetonował swoją pozycję w mediach publicznych, to zmiany polityczne, które zaszły po wyborach parlamentarnych, mogą być początkiem poważnych konsekwencji – zarówno politycznych, jak i prawnych – dla Jarosława Kaczyńskiego i jego najbliższych współpracowników.
Już w pierwszych tygodniach po objęciu władzy przez nową koalicję zaczęto mówić o konieczności rozliczenia nadużyć w TVP. W mediach społecznościowych i wśród komentatorów politycznych coraz częściej padają słowa o „odpowiedzialności karnej”, „manipulacjach informacyjnych” i „łamaniu konstytucji”. Wydaje się, że temat ten może stać się jednym z kluczowych w kolejnych miesiącach – nie tylko dla opinii publicznej, ale również dla samych zainteresowanych, którzy przez lata kreowali rzeczywistość zgodną z interesem jednej partii.
Nie sposób nie wspomnieć o roli, jaką w tym procesie odgrywał sam Jarosław Kaczyński. Jako lider PiS nie tylko akceptował, ale wręcz inspirował kierunek, w jakim zmierzała TVP. Wiadomo było, że każdy przekaz, każda narracja i każdy materiał przygotowywany w „Wiadomościach” był zgodny z partyjną linią. Przeciwnicy polityczni byli przedstawiani jako zagrożenie dla państwa, a opozycja była demonizowana w sposób, który nie miał nic wspólnego z rzetelnością dziennikarską. Sam Kaczyński występował w materiałach TVP jako niemalże ojciec narodu – nieomylna postać, która wie najlepiej, co dobre dla Polski.
Problem polega na tym, że takie działania nie pozostają bez echa. Demokracja, choć czasem powolna, ma swoje narzędzia obronne. W momencie, gdy władzę przejmuje inna formacja polityczna, otwierają się możliwości zbadania i ujawnienia tego, co przez lata działo się za kulisami mediów publicznych. Coraz częściej mówi się o powołaniu komisji śledczej, która miałaby zbadać, w jaki sposób środki publiczne były wykorzystywane w TVP, kto decydował o przekazie i czy dochodziło do celowego wprowadzania obywateli w błąd.
Już teraz wiadomo, że niektóre praktyki były co najmniej wątpliwe etycznie. Przypomnijmy chociażby osławione paski informacyjne, które stały się symbolem propagandowego przekazu. Hasła typu „Tusk chce zniszczyć Polskę”, „Opozycja w służbie Berlina” czy „PiS broni rodziny i wartości” były powtarzane niemal codziennie, tworząc u odbiorców fałszywy obraz rzeczywistości. W połączeniu z systematycznym pomijaniem niewygodnych tematów oraz brakiem miejsca dla głosów opozycji, TVP zamieniła się w coś, co przypominało telewizję państwową z czasów PRL-u, a nie nowoczesne media publiczne w państwie demokratycznym.
Konsekwencje tego rodzaju działań mogą być poważne. Po pierwsze – wizerunkowe. Społeczne zaufanie do TVP zostało głęboko nadszarpnięte. Nawet po zmianach personalnych i próbach reformy, dla wielu widzów będzie to medium skompromitowane. Po drugie – prawne. Jeśli zostanie udowodnione, że środki publiczne były wykorzystywane w sposób sprzeczny z ustawą o radiofonii i telewizji, a także z Konstytucją, możliwe są konkretne zarzuty dla osób odpowiedzialnych za kierowanie telewizją. Po trzecie – polityczne. Kaczyński i jego świta mogą się znaleźć w sytuacji, w której opinia publiczna zacznie domagać się nie tylko rozliczeń, ale także symbolicznego końca ery nadużyć.
Warto również zauważyć, że niektórzy z byłych pracowników TVP już zaczęli mówić. Pojawiają się przecieki, anonimowe relacje, a nawet publiczne wypowiedzi byłych dziennikarzy, którzy twierdzą, że byli zmuszani do tworzenia materiałów pod dyktando polityczne. Niektórzy z nich twierdzą, że nie mieli wpływu na to, co znajdzie się na antenie, a scenariusze były pisane w gabinetach polityków. Jeśli te doniesienia znajdą potwierdzenie w faktach, może to oznaczać, że skala nadużyć była znacznie większa, niż przypuszczano.
Dla Kaczyńskiego oznacza to duży problem. Przez lata skutecznie kontrolował przekaz medialny, dzięki czemu mógł utrzymywać względnie wysokie poparcie społeczne. Bez tego narzędzia wpływu, narracja PiS może się posypać, a ujawnione nadużycia – stać się gwoździem do politycznej trumny partii. Już teraz widać, że część elektoratu odwraca się od PiS, rozczarowana stylem sprawowania władzy i coraz liczniejszymi aferami.
Co ciekawe, nawet wśród zwolenników PiS pojawiają się głosy krytyczne wobec tego, co działo się w TVP. Niektórzy twierdzą, że choć popierają konserwatywne wartości, to nie akceptują manipulacji, agresji w przekazie i braku profesjonalizmu. Oznacza to, że w dłuższej perspektywie, działania związane z instrumentalizacją TVP mogą uderzyć nie tylko w samego Kaczyńskiego, ale także w cały obóz prawicy.
Na koniec warto zadać pytanie: co dalej? Czy nowa władza zdecyduje się na pełne rozliczenie poprzedników? Czy komisja śledcza zostanie powołana? Czy zobaczymy procesy sądowe z udziałem byłych prezesów i redaktorów? A może – jak to bywało w przeszłości – sprawa zostanie zamieciona pod dywan, a odpowiedzialni unikną konsekwencji?
Jedno jest pewne – społeczne oczekiwania wobec uczciwości i transparentności są dziś większe niż kiedykolwiek wcześniej. Jarosław Kaczyński i jego świta mogą więc rzeczywiście gorzko pożałować tego, jak wykorzystywali media publiczne do własnych celów. Historia pokazuje, że nadużycia władzy zawsze prędzej czy później wychodzą na jaw. Teraz pozostaje pytanie, czy Polska wyciągnie z tej lekcji odpowiednie wnioski.