Upada firma, która była dumą Polski. Właściciel: obiecał pan, panie premierze

By | April 13, 2025

Upada firma, która była dumą Polski. Właściciel: obiecał pan, panie premierze

Przez lata była wizytówką polskiej przedsiębiorczości i przykładem tego, że rodzime firmy potrafią konkurować z zagranicznymi gigantami. Jej produkty były eksportowane na cały świat, a zakład dawał pracę setkom ludzi w regionie. Dziś firma ogłasza upadłość. Właściciel nie kryje żalu i frustracji, a w emocjonalnym wystąpieniu publicznie przypomina premierowi daną obietnicę: „obiecał pan, panie premierze”.

Początki sukcesu

Historia firmy zaczęła się na początku lat 90., w czasach przemian gospodarczych i wolnorynkowej euforii. Mały zakład produkcyjny w jednym z polskich miast w ciągu kilkunastu lat przekształcił się w silne, nowoczesne przedsiębiorstwo. Specjalizował się w produkcji zaawansowanych technologicznie komponentów dla branży motoryzacyjnej i lotniczej. Innowacje, wysokiej jakości produkty oraz odwaga w podejmowaniu decyzji biznesowych sprawiły, że polska firma zyskała uznanie także poza granicami kraju.

Już w latach 2000. jej produkty trafiały do największych koncernów świata, a logo przedsiębiorstwa stawało się znane nie tylko w Europie, ale także w Azji i Ameryce. Politycy chętnie pojawiali się na tle zakładu podczas kampanii wyborczych, chwaląc się „polskim sukcesem”.

Czasy kryzysu

Jednak jak to często bywa – po latach prosperity przyszedł czas próby. Najpierw pandemia COVID-19, potem zerwane łańcuchy dostaw, a wreszcie kryzys energetyczny i inflacja. Wszystkie te czynniki uderzyły w przedsiębiorstwo, które – mimo starań – nie było w stanie samodzielnie utrzymać się na powierzchni.

Koszty surowców wzrosły o kilkadziesiąt procent. Energia – kluczowa w procesach technologicznych firmy – podrożała dwukrotnie. Pomimo starań o zwiększenie efektywności produkcji, firma zaczęła przynosić straty. Właściciel kilkukrotnie zwracał się do rządu z prośbą o pomoc – wsparcie dla firm strategicznych, które mają potencjał eksportowy i zatrudniają setki pracowników.

Obietnica premiera

Podczas jednej z wizyt w regionie, premier spotkał się z przedsiębiorcami. Właściciel firmy, dziś już siedemdziesięcioletni inżynier i twórca sukcesu zakładu, zrelacjonował wtedy dramatyczną sytuację. Premier – według relacji świadków i samego przedsiębiorcy – miał wtedy zadeklarować, że „nie zostawi takich firm bez wsparcia”.

– Obiecał pan, panie premierze – mówi dziś z goryczą właściciel w wywiadzie dla jednej z gazet. – Patrzyłem panu w oczy, kiedy pan zapewniał, że dla takich przedsiębiorstw znajdą się rozwiązania. Mijały miesiące, a nikt się do nas nie odezwał. Żadnej odpowiedzi, żadnej pomocy. A dziś ogłaszamy upadłość.

Słowa właściciela obiegły media społecznościowe i wywołały lawinę komentarzy. Część internautów wyraża wsparcie i złość, inni pytają, czy rzeczywiście państwo powinno interweniować w każdym przypadku upadającej firmy.

Upadłość i dramat ludzi

Ogłoszenie upadłości to nie tylko koniec marzeń właściciela i jego rodziny, która przez dekady współtworzyła firmę. To także dramat kilkuset pracowników. Dla wielu z nich to jedyne miejsce pracy w okolicy. Zakład był lokalnym pracodawcą, często zatrudniającym całe rodziny – rodziców, dzieci, kuzynów.

Pani Anna, jedna z pracownic działu jakości, mówi z żalem:

– To był dla mnie drugi dom. Pracuję tu od 17 lat. Wychowałam dzieci, odkładałam na emeryturę. Teraz nie wiem, co dalej. W naszej gminie nie ma innej dużej firmy. Ludzie zostali na lodzie.

Związki zawodowe zapowiadają protesty. Twierdzą, że likwidacja firmy odbędzie się bez realnego planu zabezpieczenia pracowników. Tymczasem lokalny urząd pracy już przygotowuje się na napływ setek bezrobotnych.

Co poszło nie tak?

Eksperci analizujący sytuację firmy wskazują na wiele czynników. Poza zewnętrznymi – jak wspomniana pandemia, kryzys surowcowy i energetyczny – pojawiają się też pytania o błędy zarządcze. Część analityków zauważa, że firma zbyt długo opierała się na jednym modelu biznesowym i nie dostosowała się do zmian rynkowych.

– Brak dywersyfikacji, zbyt duża zależność od jednego sektora odbiorców, brak inwestycji w transformację cyfrową – to wszystko mogło mieć wpływ – mówi prof. Jacek Mazur z SGH. – Ale nie można ignorować faktu, że państwo mogło wesprzeć tę firmę wcześniej, zanim doszło do katastrofy.

Polityczne echa

Sprawa błyskawicznie trafiła na agendę polityczną. Opozycja zarzuca rządowi brak reakcji i obojętność wobec losu polskich firm. Rzecznik rządu odpowiada, że „każda pomoc musi być zgodna z prawem UE i możliwościami budżetowymi”.

– Nie możemy działać wybiórczo – mówi rzecznik. – Ale analizujemy sytuację. Być może jeszcze nie wszystko stracone.

Tymczasem właściciel firmy nie kryje żalu. Na konferencji prasowej, podczas której ogłosił decyzję o upadłości, miał łzy w oczach.

– Włożyłem w to życie. Moi ludzie też. Nie prosiliśmy o jałmużnę. Chcieliśmy tylko uczciwego partnerstwa. Dziś czuję się zdradzony.

Czy to koniec?

Niektórzy wierzą, że mimo ogłoszenia upadłości znajdzie się inwestor lub fundusz, który przejmie firmę i ją uratuje. Samorządowcy apelują o interwencję, a lokalne media rozpoczęły kampanię #RatujmyNasząFirmę.

Czy to wystarczy? Czy uda się uratować miejsca pracy? Czy obietnice polityków okażą się tylko pustymi słowami?

Symbol większego problemu

Eksperci podkreślają, że upadek tej firmy to nie tylko jednostkowy przypadek, ale symbol większego problemu – słabego wsparcia państwa dla małych i średnich przedsiębiorstw, które przecież są fundamentem polskiej gospodarki.

– Mamy w Polsce mnóstwo przedsiębiorców z pasją, którzy budują coś z niczego – mówi dr Marta Kowalczyk z Instytutu Rozwoju Gospodarczego. – Ale bez stabilnego otoczenia prawno-ekonomicznego, bez wsparcia w kryzysach, nie mają szans w starciu z wielkimi korporacjami.

Głos społeczeństwa

W mediach społecznościowych rozgorzała dyskusja. Hashtag #ObiecałPanPaniePremierze stał się jednym z najpopularniejszych. Polacy dzielą się historiami własnych firm, które zbankrutowały w ostatnich latach. Nie brakuje emocji – od złości po łzy rozpaczy.

– Mój tata prowadził warsztat samochodowy przez 30 lat. Pandemia go zabiła. Banki nie chciały czekać. Zostaliśmy z długami – pisze internautka.

– Gdybyśmy mieli wsparcie choćby na poziomie czeskim czy niemieckim, dziś zatrudnialibyśmy trzy razy więcej ludzi – twierdzi inny użytkownik.

Podsumowanie

Upadek firmy, która przez lata była dumą Polski, to nie tylko smutny koniec pewnej epoki. To także ostrzeżenie, że bez odpowiedniego wsparcia i realnych działań, nawet najbardziej ambitne i solidne przedsiębiorstwa mogą nie przetrwać. Głos właściciela – rozczarowanego, ale